Interpretacyjność przepisów prawa i ich wpływ na nowe technologie stają się coraz bardziej zauważalne. Unijne dyrektywy, takie jak RED czy prawo do naprawy, mają ambicję zmieniać rynek, jednocześnie balansując między ochroną środowiska a wymogami producentów. Czy te regulacje, pełne sprzeczności, faktycznie wprowadzą porządek, czy raczej przyczynią się do jeszcze większego zamieszania? Przykłady z rynku elektroniki pokazują, że prawo i technologia nie zawsze idą w parze.
Dualizmu technologiczno – prawniczy?
Nie wchodząc za bardzo w obszar jazgotu prawniczego, w dużym skrócie możemy stwierdzić, że powyższe pojęcie jest po prostu chaosem w rozumowaniu prawa. Mimo faktu, że mamy jedno prawo, to niestety jest ono mocno interpretacyjne. Obserwując sytuacje na arenie politycznej widzimy, że każdy ma swoje racje, każdy polityk jest ekspertem od prawa, widząc je zupełnie inaczej. Mówimy tu o współistnieniu dwóch niezależnych lub przeciwstawiających się sobie obszarów jednego i tego samego prawa. Pamiętajmy, że wszystko w Polsce (teoretycznie) stoi na przepisach. Dotykają one wielu obszarów, w tym również nowych technologii. Z pewnością już niedługo prawo bardzo mocno dotknie kwestii sztucznej inteligencji i nie tylko.
Jak dualizm prawny może dotknąć smartfonów? W mojej ocenie przyczynić się może do tego Dyrektywa RED wprowadzająca kilka obowiązków na producentów elektroniki. Wśród nich jest jedno standardowe złącze oraz fakt, że producent danego urządzenia oferując urządzenie w zestawie z ładowarką, jednocześnie musi oferować taki sam zestaw bez tej ładowarki. W pierwszej chwili wiele osób pomyśli, że to fajne rozwiązanie, ale czy faktycznie potrzebne? Chcąc dbać o środowisko, skupiamy się na dodatkowej produkcji. Nie mnie to oceniać, ale uważam, że są to początki pewnego dualizmu. W jednej ustawie Unia Europejska nakazuje nam dbać o środowisko, w drugiej nakazuje oferować producentom produkt bez ładowarki, jeśli oferowana jest również wersja z kabelkiem do ładowania. Niestety, ale interpretacyjność przepisów idzie dość mocno w parze z dualizmem prawnym. To, co jedna strona uważa za słuszne oraz ekonomiczne, druga już nie. Z pewnością z biegiem czasu znajdziemy jeszcze różne takie przykłady, ale pamiętajmy, że świat technologii to nie polityka. Oczywiście zgodzę się, że elektronika mobilna nie ma tak dużego wpływu na życie konsumentów, jak wyroki uniewinniające, które część akceptuje, część nie. Mimo wszystko z pojęciem dualizmu technologiczno — prawniczego w tym świecie może istnieć, wiele osób nawet tego nie dostrzega.
Absurdów w świecie elektroniki nie brakuje
Spójrzmy na nową i zbliżają się dyrektywę prawa do naprawy. Pierwsze prognozy wskazują, że wywróci ona rynek do góry nogami. Wszystko dla dobra środowiska. Nowe przepisy będą się skupiać na częstszych naprawach produktu, zachęcając konsumentów, aby nie wyrzucać elektroniki i nie zwiększać konsumpcjonizmu. Pomysł wydaje się naprawdę fajny i widzę, że Unia Europejska musiała dojrzeć do wielu spraw, ale niektóre kraje takie jak Polska miały możliwość zadbać o środowisko. Wystarczy spojrzeć na nasze lokalne przepisy, które mogły przez lata wiele zmienić. Dlaczego mogły? Wszystko opiera się na niewiedzy konsumenta.
§ 1. W wypadku gdy kupujący otrzymał od sprzedawcy dokument gwarancyjny co do jakości rzeczy sprzedanej, poczytuje się w razie wątpliwości, że wystawca dokumentu (gwarant) jest obowiązany do usunięcia wady fizycznej rzeczy lub do dostarczenia rzeczy wolnej od wad, jeżeli wady te ujawnią się w ciągu terminu określonego w gwarancji.
§ 2. Jeżeli w gwarancji nie zastrzeżono innego terminu, termin wynosi jeden rok licząc od dnia, kiedy rzecz została kupującemu wydana.
Spójrzmy na pewien absurd związany z elektroniką oraz prawem, który widzimy w Polsce. Większość klientów oddając telefony, pralki lub inne sprzęty do serwisu nie zdaje sobie sprawy, że gwarancja produktu mogłaby zostać w prosty sposób wydłużony. Wystarczy wykonanie naprawy istotnej, która uruchamia art.581 k.c. W takim przypadku w myśl polskich przepisów gwarancja biegnie od nowa. Czy to nie przypomina założeń dyrektywy prawa do naprawy? W pewnym sensie, ale przepis ten odnosi się do naszych polskich realiów. Absurdem jest fakt, że producenci nie mają obowiązku informować klientów o nowej gwarancji. Wystarczyłoby zmienić przepisy i procederu wyrzucania elektroniki w Polsce z pewnością by nie było. Z nowym rokiem pamiętajcie, że dyrektywie RED. Starych iPhone’ów już nie kupicie od stycznia 2025 roku.
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!