Spis treści
Mam tą niewątpliwą przyjemność, że uczęszczam na wydarzenia poświęcone graczom od kilku już dobrych lat – mowa tu o Intel Extreme Masters oraz Poznań Game Arena. Przez ten czas wyrobiłem sobie pewne zdanie na ich temat, zazwyczaj pozytywne.
Gamingowe wydarzenia się zmieniają
Przyzwyczaiłem się też do tego, że królują na nich pewne trendy, tak jak w każdej innej sferze. Problem pojawia się, gdy trend zamienia się w zarazę. Zarazę, która zaczęła już więcej ludzi odstraszać niż zachęcać do pojawiania się na wydarzeniach powiązanych z tą jakże ciekawą branżą.
Słyszeliście kiedyś może o grze komputerowej, która pojawiła się właściwie znikąd, stworzonej przez mało znane studio ze wschodu Stanów Zjednoczonych? Całość zachowana jest w kreskówkowym klimacie, a celem jest pozostanie ostatnim żywym na mapie. Wiem, że słyszeliście – każdy słyszał. Fortnite. Produkcja Epic Games, która początkowo nie miała nawet posiadać trybu pozwalającego na grę przeciwko innym graczom. Co poszło nie tak? Dział kreatywny Epickich twórców zmienił kurs, w którym płynął ten potencjalnie niewielki statek.
Razem z trybem Battle Royale pojawiła się mania, szaleństwo, a jak wiadomo za pozytywnymi ekstremami idą ekstremalne pieniądze i ryzyko. Niestety (albo i “stety”) tym razem się ono opłaciło, rynek stracił głowę dla gry, która teoretycznie skierowana była pod najmłodszych. Problem pojawia się w momencie, gdzie i rynek i ludzie są już przejedzeni branżową monotonią. Nie jest żadną tajemnicą, że to co skierowane do najmłodszych odbiorców sprzedaje się najlepiej, ale wpychanie produktu przystosowanego do takiej demografii w miejsca gdzie są oni mniejszością zaczyna już pachnieć desperacją.
Dowód rzeczowy nr 1 – PGA 2018
Na zeszłoroczne PGA szykowałem się z dużym zapałem, bo edycja sprzed dwóch lat nie pozostawiła u mnie niedosytu i byłem bardzo zadowolony z wyjazdu. Naturalnym jest więc, że spodziewałem się czegoś podobnego, bądź lepszego. Okazuje się jednak, że organizacja tego typu imprez niekoniecznie jest lepsza z roku na rok, ale to jest temat na jeszcze kolejny tekst. Hala Poznańskich Targów powitała nas schludnym logiem sugerującym dziesięciolecie imprezy, zapowiada się nieźle, na oko zainteresowanych jest sporo. Wchodzimy do środka i pierwsze co rzuca się w oczy to 3 plakaty z Fortnite. Przed każdym z nich pozują do zdjęć dzieci. Nie z cosplayerami, nie z atrakcjami stoisk. Z billboardami. W porządku, może to tylko tutaj, na pewno nie jest “aż tak” w środku – pomyślał naiwny Adaś. Och, jakie było moje zdziwienie kiedy przekroczyliśmy magiczne bramy hali targów.
Wszędzie, wszędzie Fortnite. Nie mówię tylko o plakatach i wszechobecnych przypominajkach o tym, jaki w tym roku mamy główny nieoficjalny motyw. Poznań Game Arena z założenia jest imprezą poświęconą wszelkim grom, nie tylko komputerowym. Założę się, że 80% uczestników poniżej 15 roku życia (a więc na oko prawie połowa całości) nawet nie zajrzała do całej hali (!) poświęconej grom indie i innym. Nie ma w tym nic złego, każdy jest tam po to, żeby znaleźć coś dla siebie. Tylko co zrobić, gdy można znaleźć tylko jedną rzecz.
PGA sprzed dwóch lat pamiętam jako miejsce, gdzie się nie nudziłem. Było mnóstwo, naprawdę mnóstwo ciekawych stoisk i atrakcji dla każdego. Premiera nowych sprzętów, integracja z fanami, taka z prawdziwego zdarzenia i sama atmosfera. Każde miejsce ma swoją atmosferę, wtedy była ona przyjazna i czuć było w powietrzu pasję uczestników. Podczas ostatniej edycji wydarzenia jedyne co było czuć w powietrzu to feromony ludzi, którzy ledwo wchodzą w wiek dorastania i pustkę. Taką nudę, serio. Jasne, można było obejrzeć Mistrzostwa Polski ESL podczas których miały miejsce mecze naprawdę najwyższych lotów czy spotkać swojego ulubionego YouTubera. Tylko, że ten (o, ironio) czekał na Ciebie na stoisku bliżej lub dalej związanym z Fortnite.
Dowód rzeczowy nr 2 – IEM 2019
Piszę ten tekst w piątkową noc, 1 marca, kilka godzin przed właściwym rozpoczęciem IEM Katowice 2019. Jako członek prasy miałem tą przyjemność i wszedłem do Expo dzień przed otworzeniem go dla publiki. Zła wiadomość, kochani, stało się to czego obawiałem się najbardziej. Przyznam się bez bicia, że nie czytałem przed samym wydarzeniem zbyt wielu informacji na jego temat, a w zeszłym tygodniu przyjechałem tylko na końcówkę ostatniego dnia.
Żeby nadać pewnego kontekstu moim słowom, powinieneś wiedzieć, drogi czytelniku, że na katowicki finał światowych mistrzostw uczęszczam regularnie od 2012 roku i moja “passa” jest w zasadzie bez najmniejszej przerwy. Jest oczywiście kilka rzeczy, do których można się przyczepić na przestrzeni wszystkich tych lat, ale czegoś takiego jak teraz po prostu się nie spodziewałem. W zeszłą niedzielę, po przejściu Spodka (profesjonalna scena Doty 2 nie leży w kręgu moich zainteresowań) przeszliśmy ze znajomymi do centrum kongresowego, gdzie odbywa się część Expo. Za drzwiami, jak zwykle w przypadku tego eventu, pozytywne zaskoczenie, wszystko schludne, świetnie zorganizowane, przejrzyste i przyjemne. Ba! W tym roku nawet na schodach pojawiło się logo Electronic Sports League – jednego z organizatorów imprezy. No właśnie, tylko co czeka za tymi schodami?
Sam byłem ciekawy, więc dziarsko udałem się nimi w kierunku sali targowej i powiem szczerze, że lekko zbladłem będąc u góry. Pierwsza rzecz którą widzę – ścianka do zdjęć z Fortnite. Uniosłem głowę do góry, może licząc, że pan z brodą siedzący na chmurce ześle jakiś znak, mówiący mi, że to tylko odosobniony przypadek. Dostałem jednak inny znak. Znak pokazujący mi kierunek do Fortnite Zone. A za nim kolejny i kolejny. Dosłownie, ciągną się aż do końca korytarza co 5, może 10 metrów, tak aby na pewno każdy zauważył co jest tu najważniejsze. Idę, bo co innego mi pozostało. No i jak już wszedłem, to prawie zemdlałem. Gdybym przeczytał dokumenty przed przyjazdem, to byłbym na to chociaż odrobinę przygotowany, niestety tak się nie stało. Ta jakże niewielka strefa, zajmuje coś około 1/3 całej hali.
Rozumiem, że jest turniej – polski, światowy, wszystko jedno. Co więcej – to nie jest zwykła scena. Całość konstrukcji wygląda jak wyciągnięta siłą z parku rozrywki i zakładam, że złożenie tego w katowickiej hali zajęło nie mniej, niż rozłożenie całej Wrestlemanii w Stanach. Mam tutaj takie przyjemne porównanie. Jeżeli ktoś był na IEM dwa bądź trzy lata temu, pamiętacie może rozmiar sceny League of Legends? Wtedy o Fortnite prawie nikt jeszcze nie słyszał a LoL był kwiatem sceny esportowej na całym świecie. Pomimo to, zajmował połowę, jak nie mniej, powierzchni którą zajmuje tegoroczna główna atrakcja i składał się z najprostszych foteli na widowni a całość zakryta była parawanem. Skąd aż taka różnica?
I co z tego wynika?
Nie chciałbym uchodzić za wyrocznię, nie mam nawet takich referencji. Mam jednak swoją opinię i chciałbym się nią podzielić. Mam wrażenie, że organizatorzy imprez dla graczy przestali już patrzeć na to, co potencjalny odwiedzający chce zobaczyć, a zaczęli przyglądać się coraz bardziej potencjalnym przelewom. Każda z osób z którą rozmawiałem nie chciała na IEM całej strefy poświęconej Fortnite.
Oczywiście, jest to światowy hit, nie można mu tego odmówić. Jest to jednak wciąż produkcja skierowana do dzieci, które nie są głównymi odwiedzającymi takie imprezy! Zamiast takiej strefy, każda z nich, włącznie ze mną, chciała powrotu do tego co było rok temu i wcześniej – wystawców, wśród których każdy z nas znalazł coś co nas zainteresowało. Dzisiaj pójdę na kolejną edycję mojej ukochanej imprezy. Boje się jednak, że nie zastanę tam ani ludzi, którzy chcą pokazać i obejrzeć najnowszy hardware i software, a dzikie hordy maszerujące ku pozłacanemu cudowi prosto z kreskówkowej dżungli. Nie zastanę pasji i jedności w zainteresowaniach a kolejne rozczarowanie i pustkę.
A co Wy myślicie na temat Fortnite?
Czy gra obecna praktycznie wszędzie nie wzbudza w Was nadal negatywnych emocji?