Spis treści
Choć dla większości użytkowników smartfon to przede wszystkim narzędzie codziennej komunikacji, rozrywki i pracy, to już wkrótce może stać się również… źródłem dodatkowych kosztów. Rząd planuje rozszerzyć tzw. opłatę reprograficzną powszechnie określaną jako „podatek od smartfonów” obejmując nią nowoczesne urządzenia elektroniczne. Choć Ministerstwo Kultury zapewnia, że to nie nowa danina, eksperci i branża elektroniczna ostrzegają: zmiana przepisów prawdopodobnie przełoży się na wyższe ceny smartfonów, tabletów i komputerów już od początku 2026 roku.
Nowa opłata, stary pomysł. Co kryje się za podatkiem od smartfonów
Temat tzw. „podatku od smartfonów” wraca jak bumerang. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zapowiedziało, że już od 1 stycznia 2026 roku rozszerzy obowiązującą od lat opłatę reprograficzną. W praktyce oznacza to, że więcej zapłacimy nie tylko za nowego smartfona, ale też za tablety, laptopy czy telewizory z funkcją nagrywania. Resort przekonuje, że nie chodzi o wprowadzenie nowego podatku, lecz o „aktualizację przepisów” dostosowaną do współczesnych technologii.
Oficjalnie celem zmiany jest wsparcie twórców, których utwory są kopiowane na urządzeniach cyfrowych. Ministerstwo tłumaczy, że obowiązujące od dekad przepisy nie nadążają za rzeczywistością, ponieważ nikt już nie korzysta z magnetofonów czy kaset VHS, które nadal figurują w rozporządzeniu. Jednak wśród konsumentów i branży elektronicznej rośnie niepokój, bo niezależnie od definicji dla przeciętnego użytkownika będzie to po prostu kolejny koszt doliczany do ceny smartfona.
Ile wyniesie nowa opłata i kogo dotknie najbardziej
Według projektu MKiDN wysokość opłaty ma wynosić około 1% wartości urządzenia. Dla przykładu: przy zakupie smartfona za 2000 złotych oznacza to dodatkowe 20 złotych. W skali jednostkowej może wydawać się to drobnostką, jednak dla całej branży to miliony złotych rocznie. Szacunki resortu wskazują, że do artystów trafi dzięki temu od 150 do nawet 200 milionów złotych rocznie.
Opłata reprograficzna ma być pobierana bezpośrednio od producentów i importerów sprzętu, ale przedstawiciele branży nie mają złudzeń, że koszt zostanie przerzucony na klientów. Importerzy działają na niskich marżach i trudno oczekiwać, aby wzięli nowe obciążenie na siebie. W efekcie nowa opłata prawdopodobnie doprowadzi do wzrostu cen smartfonów, komputerów i tabletów, co może mieć szczególne znaczenie w okresie, gdy inflacja i tak mocno uderza w portfele Polaków.
Smartfon droższy, artyści zadowoleni, ale czy to sprawiedliwe?
Rząd zapewnia, że pieniądze z opłaty nie trafią do budżetu państwa, tylko do organizacji reprezentujących artystów, takich jak ZPAV czy ZAiKS. Ma to być forma rekompensaty za prywatne kopiowanie treści. W teorii brzmi to logicznie, bo w końcu wielu użytkowników przechowuje muzykę, filmy czy zdjęcia na swoich urządzeniach. W praktyce jednak coraz więcej treści konsumujemy w modelu streamingowym, a kopiowanie muzyki „na własny użytek” przestało być powszechnym zjawiskiem.
Eksperci podkreślają, że system opłat reprograficznych powstał w czasach, gdy kopiowanie treści z płyt CD na kasety magnetofonowe było normą. Dziś to anachronizm, a próba objęcia nim nowoczesnych urządzeń takich jak smartfony czy laptopy budzi wątpliwości. Dodatkowo, opłata ma charakter bezzwrotny i publicznoprawny, co dla wielu konsumentów czyni ją po prostu podatkiem i to niezależnie od urzędniczej terminologii.
Kontrowersje prawne i europejski kontekst
Nie brakuje też głosów, że sposób wprowadzenia zmian może budzić wątpliwości natury prawnej. Aktualizacja systemu opłat reprograficznych odbywa się bowiem poprzez rozporządzenie ministra, a nie ustawę, co pozwala ominąć szeroką debatę parlamentarną. Część prawników uważa, że takie działanie może być sprzeczne z zasadami przejrzystości legislacyjnej oraz z przepisami unijnymi.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej analizuje podobne przypadki w innych krajach, a decyzja TSUE może mieć wpływ również na polskie regulacje. Tymczasem MKiDN utrzymuje, że nowy system nie musi oznaczać podwyżek cen i przywołuje przykład Niemiec, gdzie podobna opłata obowiązuje od lat. Problem w tym, że tamtejsze realia gospodarcze, takie jak niższy VAT, stabilna waluta i większy rynek sprawiają, że porównanie jest delikatnie mówiąc, nietrafione.
Smartfon jako symbol większego problemu
Debata o „podatku od smartfonów” to nie tylko kwestia kilku złotych doliczanych do ceny telefonu. To również szerszy spór o to, jak państwo powinno regulować rynek cyfrowy i wspierać kulturę w epoce streamingu. Z jednej strony mamy potrzebę ochrony twórców i zapewnienia im uczciwego wynagrodzenia, z drugiej jednak obawy o kolejne obciążenia dla konsumentów i przedsiębiorców.
Nie da się ukryć, że smartfon stał się dziś centrum naszej cyfrowej rzeczywistości. To urządzenie, przez które słuchamy muzyki, oglądamy filmy, robimy zdjęcia i kontaktujemy się ze światem. Dlatego każda decyzja, która wpływa na jego cenę, budzi emocje. A tych patrząc na obecną skalę krytyki nowy „podatek od smartfonów” z pewnością nie uniknie.
Źródło: Business Insider Polska
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!