Recenzja Baseus Inspire XH1: Gdy Baseus spotyka Bose, rodzi się premium

Recenzja Baseus Inspire XH1: Gdy Baseus spotyka Bose, rodzi się premium

Przyzwyczailiśmy się, że na rynku słuchawek mamy wyraźny podział: albo budżetowe propozycje, albo droga liga premium. Tymczasem Baseus, znany dotąd głównie z dobrych, ale niedrogich akcesoriów, postanowił rzucić rękawicę najlepszym. Na nasz warsztat trafił model Baseus Inspire XH1 i od razu powiem – to, co powstało przy współpracy z inżynierami Bose, jest zaskakująco, a nawet szokująco dobre.

💎 Pierwszy dotyk: Chłód metalu i precyzja spasowania

Recenzję trzeba zacząć od budowy, bo to ona definiuje ten produkt. Już pierwszy chwyt zdradza, że nie mamy do czynienia ze zwykłymi, plastikowymi słuchawkami. To jest ciężar i chłód prawdziwego metalu.

Pałąk wykonano z solidnego, chłodnego w dotyku aluminium, co natychmiast daje poczucie obcowania z produktem premium. Spasowanie elementów jest… cóż, perfekcyjne. Nie ma tu mowy o najmniejszym skrzypnięciu, luzie czy niedoróbce. Wszystko jest zwarte, solidne i sprawia wrażenie, jakby miało przetrwać lata intensywnego użytkowania.

Sam pałąk pokryto materiałem, który producent nazywa skórą proteinową, a jego wewnętrzna część to istna poezja. Wypełniono ją “mięciusią” (i to idealne słowo) pianką, która niemal wtapia się w głowę, idealnie dopasowując się do jej kształtu. Mechanizm regulacji pałąka pracuje z przyjemnym, wyraźnym i sztywnym oporem – raz ustawiony, nie zmieni pozycji.

Recenzja Baseus Inspire XH1: Gdy Baseus spotyka Bose, rodzi się premium

🎧 Komfort, o którym się zapomina

Przechodzimy do muszli, wykonanych z wysokiej klasy matowego tworzywa, i nauszników. A właściwie – wokółuszników. Pady wypełniono niesamowicie miękką pianką memory, która delikatnie, ale szczelnie otula całe ucho.

Jak to leży? Leży wybitnie. To jedne z tych słuchawek, o których istnieniu na głowie po prostu się zapomina. Zapomnijcie o ucisku na czubku głowy czy bólu małżowin po godzinie słuchania. Nawet podczas wielogodzinnych sesji z muzyką czy podcastem nie czujemy żadnego dyskomfortu. Pianki na pałąku i w muszlach tworzą idealnie zbalansowany uścisk.

Co więcej, całość jest w pełni składana. Słuchawki stają się wtedy bardzo kompaktowe i bez problemu mieszczą się w dołączonym, świetnie wykonanym i twardym etui.

A, i jeszcze jeden detal, za który Baseus dostaje ode mnie medal: fizyczne przyciski. W dobie nieintuicyjnych paneli dotykowych, gdzie próba pogłośnienia kończy się pauzą, Inspire XH1 dają nam namacalny, wyraźny klik. Przyciski są logicznie rozmieszczone i bezwzrokowo trafiamy w regulację głośności, play/pauzę czy dedykowany przycisk zmiany trybów ANC. Proste, genialne i niezawodne. Mamy też oczywiście port USB-C i gniazdo jack 3,5 mm.

Recenzja Baseus Inspire XH1: Gdy Baseus spotyka Bose, rodzi się premium

🎶 Dźwięk: Słychać tu rękę mistrzów z Bose

No dobrze, wyglądają i leżą świetnie, ale jak grają? Słychać, że maczał w tym palce ktoś, kto na strojeniu dźwięku zjadł zęby.

Sercem są tu solidne, 35-milimetrowe przetworniki, ale to nie one są gwoździem programu. Jest nim obsługa kodeka LDAC oraz certyfikaty Hi-Res i Hi-Res Wireless. W tej półce cenowej to wciąż rzadkość, a w połączeniu z nowoczesnym modułem Bluetooth daje to fantastyczną jakość przesyłanego dźwięku.

  • Scena i przestrzeń: Dźwięk ma oddech. Scena jest szeroka, czuć separację instrumentów. To zupełnie inne doświadczenie niż w słuchawkach dousznych – dźwięk nas otacza, a nie tylko wypełnia kanał słuchowy.
  • Wokale i średnica: Środek pasma to majstersztyk. Wokale są krystalicznie czyste, wysunięte lekko do przodu, bez cienia wycofania czy nosowości. Słuchając utworów klasycznych czy operowych, można poczuć głębię głosu tenora.
  • Wysokie tony: Góra pasma jest klarowna i pełna detali. Smyczki, talerze, dzwoneczki – wszystko jest wyraźnie słyszalne, ma swoje miejsce w miksie i, co najważniejsze, nigdy nie staje się ostre czy kłujące w uszy.
  • Bas: A co z dołem? Domyślnie bas jest przyjemny, szybki i dobrze kontrolowany. Nie jest to dudnienie dla bassheadów, może mu nawet brakować odrobiny “tłuszczu” i ciepła. Ale… od tego jest aplikacja. Wystarczy aktywować tryb Super Bass 3.0 i nagle bas staje się siarczysty, mocny i schodzi naprawdę nisko, wciąż nie zalewając reszty pasma.
Recenzja Baseus Inspire XH1: Gdy Baseus spotyka Bose, rodzi się premium

🚀 Magia w aplikacji: ANC, które nie psuje muzyki

Dedykowana aplikacja to prawdziwe centrum dowodzenia. Znajdziemy tam domyślny profil equalizera, który jest sygnowany przez Bose -i radzę przy nim zostać.

Ale prawdziwy “sztos” (inaczej tego nie nazwę) dzieje się, gdy włączamy ANC. W 99% słuchawek na rynku aktywacja redukcji hałasu degraduje lub zauważalnie zmienia dźwięk. Fizyki się nie oszuka. A jednak Baseus i Bose znaleźli na to sposób.

W momencie kliknięcia przycisku ANC, słuchawki automatycznie przełączają profil EQ, aby na bieżąco skompensować zmianę ciśnienia w muszli. Efekt? Różnica w brzmieniu między trybem normalnym a włączonym ANC jest nieduża.

Samo ANC działa przy tym rewelacyjnie. Mamy tryb zmienny, który analizuje otoczenie i wycina niechciane częstotliwości. Już pasywna izolacja (dzięki tym piankom) robi świetną robotę, a aktywne ANC tylko potęguje efekt błogiej ciszy w tramwaju czy głośnym biurze.

W aplikacji znajdziemy też tryb Dolby Audio, tworzący wirtualną przestrzeń – idealny do filmów, by poczuć się “wewnątrz akcji”. Nie zabrakło też multipoint, czyli obsługi dwóch urządzeń na raz (np. laptopa i telefonu).

Recenzja Baseus Inspire XH1: Gdy Baseus spotyka Bose, rodzi się premium

🔋 Bateria? Zapomnij, że trzeba ją ładować

Jeśli myśleliście, że to koniec zachwytów, spójrzcie na czas pracy. Jest… horrendalnie długi.

Producent obiecuje 100 godzin pracy bez ANC, a w naszych testach dobiliśmy do 98 godzin! To oznacza ładowanie słuchawekom raz na kilkanaście dni. To absolutnie zmienia zasady gry.

Z włączonym ANC wciąż mówimy o fenomenalnych 63 godzinach pracy. A jeśli jakimś cudem uda Wam się je rozładować, szybkie ładowanie ratuje sytuację: 10 minut pod ładowarką daje kolejne 12 godzin słuchania. Pełne ładowanie od 0 do 100% zajmuje zaledwie półtorej godziny.

Recenzja Baseus Inspire XH1: Gdy Baseus spotyka Bose, rodzi się premium

Werdykt: Baseus wjechał na salony

Czy warto? Powiem tak: znałem Baseusa od lat jako króla dobrych, budżetowych akcesoriów. Nigdy nie spodziewałem się, że są w stanie wypuścić produkt, który bez cienia wstydu może stawać w szranki z markami premium.

Baseus Inspire XH1 to jakość wykonania absolutnie topowej marki. To chłód aluminium, miękkość pianek memory i perfekcyjne spasowanie. To brzmienie, które dzięki LDAC i dotykowi Bose, zawstydza droższą konkurencję. To inteligentne ANC, które nie psuje muzyki. I wreszcie – to bateria, o której istnieniu się zapomina.

Za tę cenę, znalezienie tym słuchawkom choćby jednej poważnej wady jest bardzo trudne. Jeśli macie opcję je przetestować – zróbcie to. A jeśli nie – wiedzcie, że to jedne z najlepszych słuchawek wokółusznych, jakie można obecnie kupić w tej klasie i cenie – a tę znajdziecie oczywiście pod tym linkiem.

Wpis powstał przy współpracy płatnej z Baseus Polska. Partner nie miał wpływu na treść i wynik testu.

Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!