Spis treści
- Jak często wymieniać smartfona?
- Konstrukcja przetrwała – pomimo kilku makabrycznie wyglądających upadków
- Wyświetlacz to wciąż majstersztyk. Trudno oderwać od niego wzrok!
- Aparat był zabytkiem w dniu premiery. Teraz wyprzedają go średniaki
- Wydajność już nie zachwyca, ale wciąż jest dobrze
- W końcu doczekałem się Androida 10!
- Akumulator wymieniałem już dwa razy
- Podsumowanie o 5T
Jak często wymieniać smartfona?
Jestem osobą zafascynowaną technologią. To pasja, miłość, wiele niekoniecznie dobrych decyzji, niezrozumiałe dla otoczenia zakupy. W ciągu dwóch lat aktywności zdołałem przetestować łącznie osiem smartfonów, kilkanaście inteligentnych opasek i zegarków, nie zabrakło testu laptopa czy hybrydy. Jestem osobą, która w swoim życiu miała okazję poznać wiele sprzętów i zastosowanych technologii.
Nie będzie zatem zdziwieniem, że wymieniałem smartfony dość regularnie – mniej więcej co roku, czasami częściej. Ten okres zakończył zakup OnePlusa 5T, którego decyzję o nabyciu do teraz uważam za strzał w dziesiątkę. I pomimo, że rynek oferuje nowsze rozwiązania, wiem, że posłuży mi on jeszcze przynajmniej jeden rok. Uważam, że dwa lata to optymalny okres na dokonanie takiej zmiany – szczególnie w przypadku flagowych Androidów.
Konstrukcja przetrwała – pomimo kilku makabrycznie wyglądających upadków
OnePlus 5T został stworzony wedle starej szkoły – z metalu. Metalowa obudowa jest niezwykle wytrzymała, a upadek – w porównaniu do dzisiejszych konstrukcji ze szkła – nie kończył się powstaniem pajęczynki na pleckach. O ile szkło jako materiał do wykonania obudowy mi nie przeszkadza, to jednak zawsze obawiam się ewentualnych skutków upadku szklanego smartfona. Dwa lata temu w modzie było jednak aluminium – jak się okazało, był to ostatni smartfon tego producenta z metalową pokrywą baterii.
Za dobrym stanem mojego egzemplarza stoi także fakt, że lubię chronić swoje urządzenia. Regularnie zmieniam folię ochronną pokrywającą wyświetlacz, a tył pokrywało już kilka różnych skórek od firmy Dbrand (widoczna na zdjęciach). Pokrowców też miałem kilka. Ściągałem je z Chin za kilka złotych i służyły względnie dobrze. Niekiedy był problem z łatwym dostępem do przełącznika trybu głośności, ale ogólnie złego słowa o nich powiedzieć nie mogę. Miały jednak jedną wadę – były piekielnie nudne i niezbyt estetyczne. A że lubię eksperymentować i bawić się wzorami i kolorami, toteż postanowiłem wyposażyć się w oryginalny pokrowiec OnePlusa, który wykonany jest z prawdziwego drewna różanego.
Właściwie to mógłbym o nim opisać osobny artykuł. Jest niezwykle urodziwy, pomimo upływu czasu. Pamiętam, jak pierwszy raz przybyłem z nim na zajęcia. Widziałem kątem oka, że ewidentnie przykuł on uwagę osób znajdujących się obok. Pod koniec zajęć jedna z dziewczyn nawet odważyła się skomplementować jego wygląd. Podobna sytuacja wydarzyła się później kilkukrotnie! Smuci mnie, że producent przestał już produkować drewniane pokrowce dla nowych smartfonów z linii, jednak mam nadzieję, że ta moda wkrótce powróci. Case jest także niezwykle wytrzymały – gdyby nie jego zakup, mój smartfon już dawno skończyłby w kawałkach. Pamiętam dobrze, że z duszą na ramieniu podnosiłem telefon, który spadł pół piętra niżej, odbijając się radośnie krawędziami po marmurowych schodach. To prawda, pokrowiec zdecydowanie do najtańszych nie należał, jednak z perspektywy czasu jego zakup był świetnym wyborem. Coraz częściej przekonuję się, że nie warto na wszystkim oszczędzać.
Wyświetlacz to wciąż majstersztyk. Trudno oderwać od niego wzrok!
Omawiany smartfon był moim pierwszym telefonem, który był wyposażony w ekran typu AMOLED. Wszystkie poprzednie urządzenia miały przeciętne IPS’y, które nie zachwycały ani kątem widzenia, ani nasyceniem kolorów. Przesiadka na OnePlusa 5T była dla mnie niemal tym, co dla Kolumba odkrycie Ameryki. Coś zupełnie nowego, zachwycającego, radosnego. Wtedy też uzależniłem się od tych ekranów. Pomimo upływu dwóch lat, wyświetlacz, na który teraz spoglądam, wydaje się być równie ekscytujący co w dniu wyjęcia telefonu z pudełka.
Wysoka jasność, piękne kolory i bliskość wyświetlacza do warstwy szkła go ochraniającej – to wszystko sprawia, że wyświetlana treść wygląda jak obraz malowany na powierzchni szkła. Nie przeszkadzają mi ponoć niemodne, większe ramki na dole i u góry wyświetlacza – a nawet wręcz przeciwnie. Ich symetria sprawia, że prezentują się one bardzo elegancko. Nie przeszkadza mi również brak 90 Hz odświeżania ekranu, które z pewnością byłoby odczuwalne, gdybym dłuższy czas miał do czynienia z takim wyświetlaczem. Nie zauważyłem na nim jakichkolwiek oznak wypalania obrazu. Jak na ironię, zjawisko wypalania się pikseli dostrzegłem w moim poprzednim smartfonie, który miał panel IPS.
Największą zaletą tego ekranu jest jednak jego rozmiar. To “tylko” 6 cali! W momencie kupowania sprzętu to była prawdziwa patelnia, dzisiaj to zdecydowanie byłby kompaktowy rozmiar dla flagowca. Ciągle marzę, że na rynku zjawi się mały flagowiec z krwi i kości. Z wąskimi ramkami, z ekranem o rozmiarze poniżej 6 cali, z topowym wyposażeniem. Na razie są to jednak tylko marzenia, ewentualnie pozostaje spojrzeć na ubiegłorocznego Samsunga S10e, którego skądinąd również testowałem. iPhone SE ma dla mnie zbyt dużo wad, aby rozstrzygać go jako ewentualnego następcę dla mojego obecnego telefonu.
Aparat był zabytkiem w dniu premiery. Teraz wyprzedają go średniaki
Jeszcze dwa lata temu OnePlusy były często szkalowane przeciętne aparaty, które wyraźnie odstawały od flagowej konkurencji. To samo dotyczyło również Xiaomi – dziś obie te firmy produkują smartfony, których aparaty zdobywają szczyty rankingu DxOMark. Ale nie ma nic za darmo – obecnie produkowane flagowce tych firm są dwukrotnie droższe, niż ich poprzednicy sprzed kilku lat.
Jakość zdjęć jest dobra, pod warunkiem odpowiedniego oświetlenia fotografowanej scenerii. Im się robi ciemniej, tym zastosowane sensory coraz wyraźniej dają do zrozumienia, że nie zostały stworzone z myślą o nocnej fotografii. Niestety, ale wiele obecnie oferowanych smartfonów ze średniej półki znacznie lepiej poradzi sobie z nocną scenerią, niż omawiany telefon. Z resztą OnePlus 5T nie ma nawet dedykowanego trybu nocnego – producent najwyraźniej uznał, że z pustego to i Salomon nie naleje. Przynajmniej szanuję go za szczerość. Aparat jest natomiast wyposażony w tryb portretowy, który działa bardzo poprawnie – zarówno na głównym aparacie, jak i na kamerce przedniej. Przykładowe zdjęcia wykonane OnePlusem 5T możecie znaleźć poniżej.
Podobnie sprawa wygląda z rejestrowanymi przez smartfona filmami. Jeśli jest sporo światła, nie można przesadnie narzekać. Zwłaszcza, że bardzo dobrze wypada tu elektroniczna stabilizacja obrazu (optycznej niestety zabrakło). W ustawieniach nie znajdziemy też dedykowanego trybu mocno zwolnionego tempa. Niestety po niedawnej aktualizacji do Androida 10 przestała działać elektroniczna stabilizacja obrazu. Skutkiem tego jest fakt, że obraz trzęsie się jak galareta. Żywię nadzieję, iż ten błąd zostanie wkrótce naprawiony. Dlatego też nie zamieszczę tutaj przykładowego filmu, gdyż jak na razie całkowicie mija się to z celem.
Wydajność już nie zachwyca, ale wciąż jest dobrze
Szybki rozwój technologii sprawia, że współczesne średniaki często osiągają sporo wyższe wyniki w benchmarkach, niż flagowiec sprzed dwóch lat. Nie jestem jednak osobą, którą interesują cyferki. Zależy mi na płynnym i sprawnym działaniu na co dzień. A do tego przyczepić się nie mogę. System nadal śmiga jak szalony, przełączanie aplikacji trwa momentalnie. Czasem zdarzy mu się dłużej pomyśleć, ostatnio też zdarzyło się mu kilka razy zawiesić – raz musiałem dokonać restartu, co przy OnePlusach jest raczej czymś rzadko spotykanym.
Co kilka miesięcy profilaktycznie resetuję urządzenie do stanu fabrycznego – czasami bowiem pojawiają się problemy przy gestach systemowych. Przykładowo, nie zawsze działa gest przewijania utworu na zablokowanym ekranie – nie wiem, czy to wina systemu czy aplikacji Spotify, jednak kiedyś działało to bez zarzutu. Teraz już polegać na tym rozwiązaniu nie można. Zdarzy się także losowe zrestartowanie aplikacji lub usunięcie jej z pamięci – to może być także spowodowane tym, że mój egzemplarz ma 8 GB pamięci RAM i 64 GB pamięci wbudowanej (podstawowy model). Ogólnie jednak jestem zadowolony z tego, jak ten smartfon działa po upływie dwóch lat intensywnego użytkowania.
W końcu doczekałem się Androida 10!
Po kilku miesiącach czekania – w końcu jest! Android 10 zagościł na dobre na OnePlusie 5 oraz OnePlusie 5T. Zmian nie ma wiele, niektóre są rzeczywiście pomocne, inne wręcz przeszkadzają. Lecz wciąż mogę potwierdzić swoje słowa z recenzji sprzed dwóch lat – nadal uważam Oxygen OS-a za jedną z najlepszych nakładek na Androida.
OnePlus 5T OnePlus 5T OnePlus 5T OnePlus 5T OnePlus 5T OnePlus 5T OnePlus 5T OnePlus 5T OnePlus 5T
Jest szybka, intuicyjna, prosta i elegancka. Umożliwia łatwą personalizację wyglądu, nie jest przeładowana setkami niepotrzebnych dodatków czy dodatkowymi aplikacjami firm trzecich. Często korzystam z wysuwanego z lewej krawędzi ekranu dodatkowego panelu, gdzie umieszczam najważniejsze widżety, w tym informujące o poziomie zanieczyszczenia powietrza w okolicy (mieszkam w Krakowie). Poza tym chętnie korzystam z preinstalowanej aplikacji pogody czy menedżera plików.
Do wad zaliczam jednak nowy sposób obsługi interfejsu gestami. Poprzednie rozwiązanie, polegające na przesuwaniu palcem od dołu ekranu w celu powrotu było bardziej intuicyjne. Albo może po prostu się do niego przyzwyczaiłem. Lecz obecny gest wracania, czyli przesuwanie od lewej i prawej krawędzi sprawia, że nie mogę już stosować podobnego gestu w aplikacjach do choćby wysunięcia bocznego paska ustawień. No i wspomnieć ponownie należy o braku elektronicznej stabilizacji obrazu podczas nagrywania wideo. Nie wiem, czy jest to wada mojego konkretnego egzemplarza. U mnie EIS po prostu nie działa, niezależnie od dokonania zmian w ustawieniach. Dodatkowo denerwuje mnie dodatkowy pasek pod klawiaturą, którego nie potrafię wyłączyć. Powoduje on, że zdarza mi się nie trafiać w poszczególne litery lub omyłkowo chować klawiaturę.
Akumulator wymieniałem już dwa razy
Baterie z czasem się zużywają. Czasem szybciej, czasem krócej. Jest to – jak na razie – nieodłączna cecha tego komponentu. Kocham szybkie ładowanie od OnePlusa – wielokrotnie mnie uratowało, gdy tuż przed wyjściem orientowałem się, że zapomniałem podłączyć smartfona pod ładowarkę. Wówczas zaledwie kilka minut wystarczyło, abym miał zapewniony spokój na co najmniej kilka godzin. Takie ładowanie ma jednak też swoje mroczniejsze oblicze – po wielu cyklach szybkiego ładowania, żywotność akumulatora spadła. Wóczas osiągałem średnio 3 h SOT, co jest wynikiem niemal o 2 godziny krótszym, niż normalnie.
Na pierwszą wymianę baterii zdecydowałem się niemal dokładnie rok po zakupie smartfona. Niewątpliwie przyczyniła się do tego moja chwilowa fascynacja grą mobilną PUBG – potrafiłem grać w nią godzinami. To drastycznie wpłynęło na otrzymywany czas pracy na pojedynczym ładowaniu. Odesłałem go wówczas do oficjalnego serwisu OnePlusa w Polsce, który – przynajmniej na tamtą chwilę – nie mógł pochwalić się w sieci dobrymi opiniami. Moje zlecenie naprawy, jakby na przekór tym wszystkim negatywnym sugestiom internautów, zostało bezproblemowo zrealizowane w czasie zaledwie kilku dni.
Do gier na smartfonie jednak już nie wróciłem – szkoda było mi marnować nowe ogniwo. Teraz po dwóch latach postanowiłem ponownie zmienić baterię. Nowy akumulator postanowiłem już jednak zakupić i wymienić osobiście – jest to dla mnie przyjemność i ekscytacja z osiągnięcia czegoś pozytywnego w życiu. Dodać należy, że wymiana ogniwa w OnePlusie 5T jest bajecznie prosta w porównaniu z innymi, współcześnie produkowanymi smartfonami.
Podsumowanie o 5T
Co wpłynęło na to, że dwa lata temu zdecydowałem się za zakup OnePlusa 5T? Z pewnością bardzo pozytywne recenzje, zarówno testerów, jak i samych użytkowników. Dobrze pamiętam, że jak kupowałem ten telefon to w powietrzu jeszcze unosiła się taka atmosfera wyjątkowości, należenia do określonej grupy osób, znających się na elektronice. Dziś już wygląda to nieco inaczej – producent coraz bardziej odcina się od swoich użytkowników (np. poprzez usunięcie złącza Jack 3,5 mm pomimo wyraźnego sprzeciwu użytkowników), OnePlusy stają się też coraz bardziej popularne. Kiedyś spotkanie kogoś z telefonem tej marki od razu prokurowało rozmowę, obecnie aż takiej reakcji już nie ma.
Podkreślę ponownie to, co powiedziałem na początku tego artykułu – jestem bardzo zadowolony z zakupu smartfona tej marki i myślę, że w przyszłości ponownie zdecyduję się na zakup urządzenia tego producenta. Chińska firma do perfekcji opanowała marketing – od tworzenia marketingu szeptanego (poprzez tworzenie zaproszeń na zakup pierwszych modeli), tworzenie społeczności użytkowników, zapewniania długiego wsparcia aktualizacyjnego aż po – po prostu – tworzenie fantastycznych smartfonów. Każdej osobie niezdecydowanej polecam zaznajomić się z produktami tej marki.
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!