Spis treści
Rynek mobilny od lat przyzwyczajał nas do ciągłego postępu. Więcej pamięci, lepsza wydajność i coraz bardziej zaawansowane funkcje trafiały nawet do średniej półki cenowej. Jednak wszystko wskazuje na to, że w 2026 roku ten trend może wyhamować. Smartfony znajdą się w samym środku globalnych zmian, na które producenci mają ograniczony wpływ, a użytkownicy odczują je szybciej, niż mogłoby się wydawać.
Smartfony na tle globalnego kryzysu pamięci
Końcówka 2025 roku przyniosła jeden z największych problemów, z jakimi mierzy się branża półprzewodników od dekad. Niedobór pamięci DRAM i NAND przestał być chwilowym wahaniem rynku, a zaczął przypominać trwałą zmianę strukturalną. Głównym winowajcą jest gwałtowny rozwój infrastruktury sztucznej inteligencji, która pochłania ogromne ilości pamięci operacyjnej, znacznie więcej niż urządzenia konsumenckie.
Producenci pamięci, tacy jak Samsung, SK Hynix czy Micron coraz wyraźniej przesuwają swoje moce produkcyjne w stronę rozwiązań o wyższej marży wykorzystywanych w centrach danych AI. W praktyce oznacza to mniej wafli krzemowych przeznaczonych na pamięci stosowane w smartfonach, laptopach i innych urządzeniach codziennego użytku. To nie jest już klasyczny cykl wzrostów i spadków – to strategiczna realokacja produkcji, która może potrwać nawet do 2027 roku.
AI wygrywa, a elektronika użytkowa płaci za to cenę
Sztuczna inteligencja, choć coraz częściej trafia do smartfonów w formie nowych funkcji systemowych, to w rzeczywistości działa głównie na potężnych serwerach. To właśnie one są dziś priorytetem dla dostawców pamięci. Serwery AI wymagają nieporównywalnie większych zasobów RAM-u, dlatego zamówienia od hiperskalerów skutecznie wypychają producentów elektroniki użytkowej na dalszy plan.

Efekt? Ceny komponentów wykorzystywanych w smartfonach już wzrosły, a według analiz mogą do połowy 2026 roku być nawet o kilkadziesiąt procent wyższe niż na początku 2025 roku. Dla producentów oznacza to gwałtowny wzrost kosztów produkcji, a szczególnie dotkliwy w segmencie budżetowym i średnim, gdzie marże są minimalne, a każdy dolar ma znaczenie.
Drożej albo gorzej – producenci nie mają dobrego wyjścia
Struktura kosztów smartfonów sprawia, że pamięć stanowi istotny element ceny końcowej urządzenia. W modelach ze średniej półki udział pamięci w kosztach produkcji jest wyraźnie wyższy niż w flagowcach, przez co są szczególnie podatne na wahania cen DRAM i NAND. W rezultacie producenci stają przed trudnym wyborem: podnieść ceny, ograniczyć specyfikację albo połączyć oba rozwiązania.
Analitycy przewidują, że w 2026 roku średnia cena smartfona może wzrosnąć o kilka procent, a globalne dostawy spadną. Najbardziej ucierpią marki operujące w segmencie masowym, takie jak Xiaomi, realme, OPPO, vivo, HONOR czy Transsion. Ich modele biznesowe opierają się na dużych wolumenach i niskich marżach, więc wzrost kosztów komponentów niemal automatycznie przełoży się na wyższe ceny lub wyraźne kompromisy sprzętowe.
Flagowce bez postępu, średnia półka z krokami wstecz
W segmencie premium sytuacja wygląda nieco stabilniej, ale również daleko jej do optymizmu. Apple i Samsung są lepiej zabezpieczeni dzięki długoterminowym kontraktom i rezerwom finansowym, jednak nawet oni mogą zdecydować się na zatrzymanie rozwoju specyfikacji. Wszystko wskazuje na to, że kolejne generacje flagowców w 2026 roku nie przyniosą wyraźnego wzrostu ilości pamięci RAM, a zamiast progresu zobaczymy stagnację.
Znacznie gorzej zapowiada się przyszłość smartfonów ze średniej i niższej półki. Modele, które dziś oferują komfortowe zaplecze sprzętowe, mogą w przyszłym roku zostać wyraźnie okrojone. To szczególnie problematyczne w kontekście rosnących wymagań systemów operacyjnych, aplikacji i funkcji opartych na AI, które same w sobie potrzebują coraz więcej zasobów.
Paradoks mobilnej sztucznej inteligencji
Najbardziej ironiczne w tej sytuacji jest to, że boom na AI, który napędza kryzys pamięci, jednocześnie ma być jednym z głównych motorów sprzedaży nowych smartfonów. Producenci chętnie reklamują zaawansowane funkcje oparte na sztucznej inteligencji, jednak ich sensowne działanie wymaga odpowiedniej ilości RAM-u. Jeśli urządzenia mobilne dostaną go mniej, część funkcji może działać wolniej, gorzej lub wcale. Dla użytkownika oznacza to, że w 2026 roku może zapłacić więcej za smartfon, który nie tylko nie będzie wyraźnie lepszy od poprzednika, ale w niektórych aspektach okaże się wręcz krokiem wstecz. To scenariusz, którego rynek mobilny nie widział od lat.
Co to oznacza dla konsumentów?
Z perspektywy kupujących rysują się trzy możliwe ścieżki. Pierwsza to wyższe ceny przy zachowaniu obecnych możliwości sprzętowych. Druga to niższe ceny okupione gorszą specyfikacją. Trzecia, najmniej atrakcyjna – łączy oba te elementy. Niewiele wskazuje na to, by w najbliższych latach smartfony miały jednocześnie tanieć i oferować więcej niż obecnie.
Choć prognozy zawsze obarczone są pewnym ryzykiem, to zgodność raportów różnych firm analitycznych sugeruje, że 2026 rok będzie dla rynku mobilnego wyzwaniem. Jeśli planujesz wymianę smartfona, warto uważnie obserwować sytuację, bo nadchodzący rok może na długo zmienić to, do czego przyzwyczaiła nas branża.
Źródło: Reuters
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!