Unia wprowadza nowe zasady dla smartfonów i tabletów. Konsument zyska, producenci mniej zadowoleni

Corning unika miliardowej kary, ale musi otworzyć się na konkurencję
fot. Guillaume Périgois (źródło: Unsplash)

Kupując pralkę, lodówkę czy telewizor od lat możemy ocenić ich zużycie energii dzięki charakterystycznym etykietom. Podobne oznaczenia zobaczymy również na smartfonach i tabletach, ponieważ Unia Europejska wprowadziła obowiązek informowania klientów o kluczowych parametrach technicznych i użytkowych tych urządzeń. Choć intencje są słuszne, to nie wszyscy producenci są zadowoleni. A konsumenci? Czeka ich rewolucja w podejściu do zakupu telefon

Co zawierają nowe etykiety? Przegląd najważniejszych informacji

Nowe oznaczenia wyglądają znajomo, gdyż dominują kolory od zielonego do czerwonego, a klasę energetyczną oznacza litera od A (najlepsza) do G (najsłabsza). Jednak zakres danych jest znacznie szerszy niż w przypadku lodówki. Poza zużyciem energii, na etykiecie znajdziemy m.in.:

  • szacowany czas działania urządzenia na jednym ładowaniu,
  • żywotność baterii określoną w liczbie pełnych cykli ładowania i rozładowania,
  • odporność na upadki (w skali A-E),
  • poziom ochrony przed wodą i pyłem (np. IP68),
  • ocenę możliwości naprawy od A (łatwo dostępne części i serwis) do E (trudna i kosztowna naprawa).

Każda etykieta zawiera też kod QR, który prowadzi do unijnej bazy danych EPREL, gdzie dostępne są szczegółowe dane techniczne każdego urządzenia, udostępniane przez producenta.

UE wymaga trwałości, ale czy producenci są gotowi?

Obowiązek etykiet to tylko część szerszego pakietu zmian. Nowe przepisy wymuszają na producentach wyższy poziom trwałości i wsparcia. Na przykład:

  • bateria musi wytrzymać przynajmniej 800 pełnych cykli przy zachowaniu minimum 80% pojemności,
  • aktualizacje oprogramowania muszą być dostarczane przez minimum 5 lat od zakończenia sprzedaży danego modelu,
  • części zamienne muszą być dostępne przez 7 lat, a ich dostarczenie do serwisów nie może zająć więcej niż 10 dni roboczych,
  • urządzenia powinny być odporne na działanie wody, kurzu i przypadkowe upadki.

Brzmi dobrze? Teoretycznie tak, ale praktyka może być trudniejsza. Najwięksi gracze, jak Samsung czy Google, już dziś deklarują wieloletnie wsparcie. Jednak mniejsi producenci, często z ograniczonym zapleczem serwisowym, mogą mieć trudności z dostosowaniem się do nowych norm.

Unia wprowadza nowe zasady dla smartfonów i tabletów. Konsument zyska, producenci mniej zadowoleni
źródło: eur-lex

Obowiązek etykiet dotyczy szerokiego wachlarza urządzeń: smartfonów, telefonów komórkowych (w tym tzw. „feature phones”), bezprzewodowych telefonów stacjonarnych oraz tabletów bez fizycznej klawiatury o przekątnej od 7 do 17,4 cala. Wyłączone z obowiązku są natomiast m.in. urządzenia z systemami typu desktop (jak Windows), sprzęt z elastycznym wyświetlaczem czy przeznaczony do zadań specjalnych.

Apple na cenzurowanym. Kontrowersje wokół interpretacji

Jednym z producentów, który nie kryje niezadowolenia, jest Apple. Według dostępnych danych, większość iPhone’ów i iPadów została sklasyfikowana w najniższych kategoriach, zwłaszcza pod względem naprawialności i odporności mechanicznej. iPad Pro z układem M4 otrzymał m.in. klasę G za efektywność energetyczną oraz ocenę E za odporność na upadki.

Apple odpowiedziało na regulacje 44-stronicowym raportem, w którym kwestionuje sposób przeprowadzania testów i ich ogólnikowość. Firma zarzuca Komisji Europejskiej m.in. zbytnią uznaniowość w interpretacji parametrów technicznych oraz fakt, że testy są realizowane samodzielnie przez producentów, co może prowadzić do manipulacji wynikami. Co więcej, Apple miało zaniżyć własne oceny, by uniknąć ewentualnych konsekwencji błędnej interpretacji wymagań.

Co to oznacza dla konsumentów?

Dla klientów to zdecydowanie krok w stronę przejrzystości, ponieważ teraz łatwiej będzie porównać dwa modele nie tylko na podstawie specyfikacji technicznej czy wyglądu, ale też realnej trwałości i łatwości naprawy. To szczególnie ważne w dobie coraz droższych urządzeń.

Z drugiej strony, nowe etykiety nie zawierają informacji o wydajności, jakości zdjęć czy ekranie – kluczowych aspektach przy codziennym użytkowaniu. A ocena energetyczna może wprowadzać w błąd, jeśli nie uwzględnia efektywności układów w kontekście rzeczywistego obciążenia. W praktyce może się więc okazać, że bardziej energooszczędny model działa wolniej lub ma mniej funkcji.

Krok ku zrównoważonej elektronice czy biurokratyczna przeszkoda?

Nowe przepisy to wyraźny sygnał, że Unia Europejska chce wydłużyć cykl życia elektroniki, zmniejszyć ilość elektrośmieci i zapewnić konsumentom realne narzędzia do podejmowania świadomych decyzji zakupowych. Dla niektórych producentów może to oznaczać dodatkowe koszty i konieczność reorganizacji procesów produkcyjnych, ale z perspektywy użytkownika to szansa na dłużej działające urządzenia i większą kontrolę nad ich wyborem.

Choć nie wszystko zostało dopracowane idealnie, a krytyka (szczególnie ze strony Apple) ujawnia pewne niedoskonałości systemu, to trudno nie dostrzec potencjału. Etykiety energetyczne dla smartfonów i tabletów mogą okazać się ważnym krokiem ku bardziej odpowiedzialnej konsumpcji elektroniki, ale pod warunkiem, że będą czytelne, rzetelne i konsekwentnie egzekwowane.

Źródło: eur-lex

Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!