Recenzja budżetowego sprzętu audio z Chin #4 – Venture Electronics Monk Plus Espresso!

Venture Electronics Monk (7)

Kolejne słuchawki w naszej redakcji zostały poddane testom. Tym razem są to Venture Electronics Monk Plus w limitowanej edycji Espresso. Są to pierwsze douszne słuchawki w serii budżetowego sprzętu audio z Chin. Jak wypadły? Zapraszam do recenzji!

Zawartość opakowania

VE Monk Plus w wersji Espresso są dostępne w dwóch wersjach. Pierwsza ma standardowe złącze Jack 3.5mm, a druga zbalansowane 2.5mm. Z racji tego, że w wszystkich urządzeniach posiadam standardowe złącze to właśnie na wersję z Jackiem 3.5mm się zdecydowałem. Całość zapakowana jest w proste czarne pudełko. W środku znajdziemy jeansowy futerał, osiem par wymiennych gąbeczek oraz oczywiście same słuchawki. Same gąbeczki są różnej grubości. Część z nich posiada w środku dziurkę, a część nie, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Całość wygląda ładnie i elegancko.

Wygląd i budowa

Do jakości wykonania słuchawek nie można się przyczepić. Same kopułki wykonane są z plastiku dobrej jakości. Złącze jack wygląda solidnie i jest dodatkowo zabezpieczone przez złamaniem kabla przy samym złączu. Przewód składa się z plecionki kabli z dwóch kolorach, które w oczywisty sposób nawiązują do nazwy słuchawek. Sama część wkładana w ucho jest dość spora i nie każdemu może przypaść do gustu. Sam długo nie używałem dousznych słuchawek, ponieważ preferuję dokanałowe, ale do VE Monk dość szybko się przyzwyczaiłem.

Specyfikacja techniczna

  • Pasmo przenoszenia: 18-22500 Hz
  • Impedancja: 64 Ohm
  • Czułość: 112 dB
  • Kabel: 1.2 metra
  • Przetwornik dynamiczny 15.4 mm
  • Jack: 3.5 mm, prosty

Wrażenia odsłuchowe Ventures Electronics Monk Plus

Źródła pozostały bez zmian:

  • xDuoo X2 z FW 6.0 oraz 7.0
  • Huawei P8 Lite
  • HTC One
  • iPod Video 5.5G zarówno z wzmacniaczem SMSL SAM-4 jak i bez. Zainstalowany RockBox.
  • laptop Acer V15 Nitro

Tak jak nie lubiłem nigdy słuchawek dousznych, tak Venture Electronics Monk wyjątkowo mi przypadły do gustu i bez wątpienia zostaną na dłużej. Nie grają tak rozrywkowo jak poprzednie testowane przeze mnie pary, ale za to mają wyjątkowo ładną średnicę przez co doskonale pasują do utworów, w których na pierwszym miejscu jest wokal. Basu jest mało, ale nie za mało. Niektórzy zakładają dwie pary gąbeczek na każdą słuchawkę w celu poprawy jakości dźwięku, ale dla mnie jest to przerost formy nad treścią gdyż tracimy wtedy na wygodzie. Dla wielu problemem może być impedancja słuchawek. 64 Ohmy to już na tyle dużo, że niektóre telefony mogą mieć problem z napędzeniem Monków. Moim zdaniem z Huawei P8 Lite grają bardzo przeciętnie, ale HTC One mojej dziewczyny radzi sobie z nimi doskonale.

Słuchawki nie posiadają mikrofonu, ale dla mnie to żaden problem. I tak nie używam telefonu jako główne źródło dźwięku i najczęściej mam ze sobą jeden z odtwarzaczy. Tym razem przetestowałem posiadane słuchawki także w grach. Zaraz pewnie zostanę zjedzony przez gamerów używających tylko i wyłącznie słuchawek nausznych, ale już trudno. Sam nie zaliczam się do tej grupy, a gram raczej rzadko. Zarówno w strzelankach jak CS GO jak i innych grach VE Monk Plus spisywały się bardzo dobrze. Dźwięk był czysty i nie miałem problemu z lokalizacją przeciwników.

Dla kogo?

Venture Electronics Monk Plus, nieważne czy w limitowanej edycji Espresso czy nie, bez wątpienia nie są słuchawkami dla każdego. Jeżeli jednak lubicie wokalne utwory, a Wasze telefony czy odtwarzacze mają trochę więcej mocy na wyjściu to znajdziecie w nich coś dla siebie. Ja nadal pozostaje przy VJJB K4, które do póki co są niezastąpione, ale Monków się nie pozbywam. Za niecałe 100zł otrzymujemy dość ciekawy zestaw, w którym znajdują się nie tylko same słuchawki, ale także uniwersalny pokrowiec dzięki któremu unikniemy uszkodzeń na przykład przy noszeniu urządzenia w plecaku. Ja jestem na tak!

Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!