WeTransfer pod presją po kontrowersjach wokół nowego regulaminu

WeTransfer pod presją po kontrowersjach wokół nowego regulaminu
źródło: ITReseller

WeTransfer, popularna platforma do udostępniania plików, znalazła się w ogniu krytyki po aktualizacji swojego regulaminu. Chociaż firma szybko zareagowała, niepokój użytkowników, a zwłaszcza twórców nie znika.

Zmieniony regulamin i domniemane wykorzystanie AI

W pierwotnej wersji dokumentu pojawiły się sformułowania, które wielu użytkowników zinterpretowało jako udzielenie WeTransfer prawa do przetwarzania, kopiowania, publikowania, modyfikowania i rozpowszechniania przesyłanych plików również w kontekście rozwoju technologii oraz modeli uczenia maszynowego.

Oliwy do ognia dolał brak precyzyjnych ograniczeń, a dokument nie wskazywał jasno, do czego konkretnie mogłyby zostać wykorzystane przesyłane dane. Wzbudziło to niepokój, szczególnie wśród artystów i twórców cyfrowych, którzy z WeTransfer korzystają w codziennej pracy. Głos zabrali m.in. ilustratorzy, aktorzy, muzycy i pisarze, obawiający się, że ich dzieła mogłyby zasilać komercyjne modele AI bez zgody, zapłaty i wiedzy.

Oficjalna reakcja firmy i wyjaśnienia

Na fali rosnącego niezadowolenia firma zdecydowała się na szybki krok w tył. Rzeczniczka prasowa WeTransfer stanowczo zapewniła, że serwis nie wykorzystuje treści użytkowników do trenowania sztucznej inteligencji, nie sprzedaje danych stronom trzecim, a zaktualizowany regulamin miał jedynie uprościć język i uwzględnić potencjalne użycie AI w celach moderacyjnych, np. do identyfikacji szkodliwych treści.

Jednocześnie firma opublikowała nową wersję dokumentu, w której zapisano, że użytkownicy udzielają licencji wyłącznie na potrzeby działania i usprawniania samej platformy, zgodnie z polityką prywatności. Wycofano też wszelkie odniesienia do uczenia maszynowego, które pierwotnie wywołały najwięcej emocji.

Krytycy mówią o czymś więcej niż tylko „nieporozumieniu”

Pomimo szybkiej reakcji i wyjaśnień, nie wszyscy są usatysfakcjonowani. Wielu komentatorów zauważyło, że problematyczne zapisy nie wynikały ze złej interpretacji, lecz realnej zmiany zasad. Pojawiły się zarzuty, że firma próbowała „przemycić” zbyt szerokie uprawnienia i dopiero po negatywnym odzewie zaczęła się z tego wycofywać. Dla wielu była to granica, której nie powinno się przekraczać i niezależnie od tego, czy AI rzeczywiście była wykorzystywana, czy nie.

Na blogu WeTransfer pojawił się później bardziej szczegółowy wpis, w którym zapewniono, że treści przesyłane przez użytkowników pozostają ich własnością, a firma nie planuje ich używać do trenowania modeli AI. Co ciekawe, przyznano także, że rozważano taki scenariusz, choć żadna technologia tego typu nie została ostatecznie wdrożona.

Czego uczy nas ten kryzys?

Cała sytuacja doskonale pokazuje, jak istotne dla użytkowników stały się kwestie prywatności i ochrony własności intelektualnej, zwłaszcza w czasach, gdy rozwój generatywnej AI może zagrozić pracy artystów, projektantów czy twórców treści. Choć WeTransfer oficjalnie zaprzeczył wykorzystywaniu przesyłanych materiałów do trenowania AI, nieufność pozostała.

Dla branży technologicznej to wyraźny sygnał: użytkownicy nie są już biernymi odbiorcami usług i coraz częściej domagają się przejrzystości, szczególnie gdy w grę wchodzą ich dane. Z kolei dla użytkowników to przypomnienie, że przesyłając cokolwiek do chmury, oddajemy przynajmniej częściową kontrolę nad tym, co dzieje się z naszymi danymi – nawet jeśli dzieje się to zgodnie z regulaminem.

Źródło: BBCnews

Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!