Według doniesień niezależnych serwisów, Apple robi co może, aby zniechęcić klientów do napraw. W tym celu stawia przed nimi sporą zaporę finansową.
Kłody pod nogi
Kilka miesięcy temu świat obiegła informacja, że Apple w końcu pozwoli na naprawianie swoich sprzętów poza oficjalnymi punktami. Niedawno dodano do listy tych urządzeń Macbook Air i Macbook Pro, które korzystają z procesorów M1. W tym celu miały powstać specjalne programy partnerskie, które pozwolą dowolnemu serwisowi na świcie naprawiać produktów Apple. Firma z jabłkiem w logo postanowiła nawet stworzyć zestawy narzędzi dedykowane do tej czynności. Wszystko było pięknie i kolorowo, dopóki do pracy nie zabrali się niezależni serwisanci. iFixit, portal znany z zamiłowania do elektroniki, stwierdził wręcz, że Apple celowo rzuca kłody pod nogi.
Koszty rosną
iFixit zwraca uwagę na to, że obecna dokumentacja przeznaczona dla urządzeń Apple, jasno sugeruje, że zostały one stworzone w taki sposób, aby ich naprawa była jak mniej opłacalna. W jaki sposób wygląda to w praktyce? W przypadku chęci wymiany baterii w Macbooku Pro sama instrukcja tego procesu zajmuje porażające 162 strony. Dlaczego tak dużo? Ponieważ aby wymienić baterię, należy zdemontować praktycznie całą obudowę laptopa, a także klawiaturę. To nie koniec niespodzianek, ponieważ obudowa, jak i klawiatura nie może być po prostu zdemontowana, ale praktycznie uszkodzona, aby dostać się do baterii. To generuje kolejną potrzebę dokupienia nowych elementów, jakimi są obudowa i klawiatura właśnie. Cena takiej usługi automatycznie skacze wówczas do ok. 800 zł. Rekomendowany zestaw narzędzi to kolejne 200 zł.
Źródło: theverge.com
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!