Spis treści
Miałem zaszczyt po raz pierwszy uczestniczyć w jednym z największych wydarzeń związanych z szeroko pojętym gamingiem. Katowice są znane na całym świecie wśród graczy właśnie dzięki Intel Extreme Masters. Finał tego turnieju to prawdziwy pokaz umiejętności najlepszych z najlepszych. Zapraszam na omówienie tego emocjonalnego widowiska!
Przygotowania
Jako członek medialnej grupy uczestników tego wydarzenia, miałem możliwość podejścia pod scenę. Pod nią były przygotowane miejsca dla największych fanów drużyn, którzy wykupili VIP-owskie bilety. Prawie wszystkie miejsca były zajęte przez ludzi z całego świata, choć głównie byli to mieszkańcy krajów skandynawskich. W końcu, finałowy mecz to było starcie drużyn właśnie z tej części świata. Astralis, drużyna, która od lat trzyma formę, pochodzi z Danii, z kolei ENCE to fińska formacja. Kibice obu zespołów dopingowali z całych sił swych ulubieńców. Kartki z hasłami dopingującymi drużyny, koszulki drużynowe i tym podobne rzeczy to było obowiązkowe wyposażenie każdego z tych ludzi. Wyglądało to naprawdę fenomenalnie, gdyż można było zobaczyć w nich wierność swojej ulubionej drużynie, szczyptę niepewności, czy aby na pewno podołają oni temu wielkiemu wyzwaniu oraz radość, gdyż ich idole zaszli tak daleko. Naprawdę to było coś pięknego!
Pierwsza mapa, czyli strzelanina między pociągami
De_train to pierwsza mapa, która została wybrana przez ENCE. To właśnie oni zaczęli po stronie terrorystów, których celem było podłożenie ładunku wybuchowego bądź wyeliminowanie antyterrorystów – drużynę Astralis. Po rozpoczęciu odliczania czasu do pierwszej rundy, obie strony ruszył do boju. Pierwszą krew przelał xseveN – członek ENCE . Po kolejnych śmiertelnych strzałach oddanych z broni obu formacji, Finowie podłożyli bombę i skutecznie ją obronili, doprowadzając do jej detonacji. Wygrana “pistoletówka” pozwoliła im również zdobyć kolejny punkt, lecz w trzeciej rundzie to Astralis pokazało, kto tutaj rządzi. Łącznie przez trzy rundy pod rząd zdominowali tę mapę i nie pozwolili ENCE nawet podłożyć ładunku. W piątej rundzie device, snajper formacji Astralis, wykazał się świetnymi umiejętnościami snajperskimi. Zdobył cztery zabójstwa, choć wystrzelił 3 celne strzały. Wyglądało to niesamowicie efektownie, na co każdy fan obecny w spodku zareagował gromkimi brawami. Dopiero w szóstej rundzie fińska formacja skutecznie zdetonowała ładunek, lecz, niestety, to był ich przedostatni punkt zdobyty w tej połowie. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 11:4 dla Duńczyków. To nie wróżyło niczego dobrego, bo bardzo łatwo ENCE mogło przegrać przez nawet najmniejszy błąd. Musieli naprawdę skupić się na grze i dać z siebie wszystko, w czym wspierali ich wierni kibice. Cały spodek wykrzykiwał ich nazwę, wierząc, że dadzą radę powrócić do gry i ostatecznie wygrać tę mapę. Czy tak się stało?
Trzy pierwsze rundy napawały mocno optymizmem fanów ENCE, ponieważ to właśnie na konto ich drużyny wpadły dodatkowe punkty. Dzięki temu zbliżyli się mocno do duńskiej drużyny, a kibice wręcz nie mogli usiedzieć z emocji, a przynajmniej ci siedzący. Widać było jednak, że przychodziło to Duńczykom z wielkim trudem. Nie można jednak pominąć fantastycznej akcji zawodnika sergej. W 22. rundzie mieliśmy sytuację 2 vs 2, a terroryści podłożyli bombę. Po kilku wystrzelonych pociskach zostało po jednym zawodniku z obu drużyn. Dupreeh, zawodnik Astralis grający jako snajper miał zajętą bardzo korzystną pozycję jeśli chodzi o obronienie C4. Do tego dorzucił granat zapalający, na co tym samym odpowiedział gracz ENCE. Ostatecznie Duńczyk był zmuszony wychylić, a sergej z łatwością go zabił. Bomba jednak wciąż tykała, tak więc natychmiast zaczął ją rozbrajać. Przysięgam wam, że kibice ENCE po prostu zbledli. Finlandczyk miał bardzo mało czasu, ale koniec końców udało się parę milisekund przed wybuchem.
Cały spodek wypełnił się okrzykami radości i brawami. Wspominałem już, że emocje okazywane tu przez kibiców to coś pięknego? Wydawać by się mogło, że to tylko gra, nic specjalnego. Ludzie mówią, że e-sport to nie jest sport. Prawda jednak okazuje się być zupełnie różna. Do tego, nie wiem jak wam, ale mi często mecze np. w piłkę nożną kojarzą się z zamieszkami pomiędzy kibicami obu drużyn. Nie mówię, że każdy kibic czy każdy mecz jest taki, ale nie dostrzegłem jeszcze nigdy takiego zachowania na meczu e-sportu, w tym na IEM 2019 w Katowicach. Tutaj nikt nie miał problemu z tym, że parę metrów dalej siedzi fan przeciwników. Pamiętajcie, gry łączą, a nie dzielą!
Wracając jednak do samego meczu, mapa de_train zakończyła się z wynikiem 16:11 dla Astralis. Ostatni punkt dla Duńczyków zdobył Xyp9x, wygrywając w pięknym stylu sytuację 1 vs 2. Zachował stoicki spokój i zimną krew do samego końca. Jakby to powiedział PashaBiceps, “full control, my friend’.
De_inferno – pokaz bezradności Finów wobec potęgi Astralis
W zasadzie tutaj nie ma co się rozpisywać. Nie będę ukrywał, ENCE wcale nie grało jak drużyna, która znalazła się w finale. Swój pierwszy punkt w pierwszej połowie, gdzie zaczęli po stronie antyterrorystów, zdobyli dopiero w 11. rundzie. Nie udało im się obronić skutecznie bombsite’ów przez tyle rund. To niewiarygodne, że drużyna, która dotarła tak daleko, popełniała takie błędy, które skutkowały tym, że nawet niektórzy ich fani stracili w nich wiarę. Osobiście oglądałem ten mecz, lecz nie jako kibic konkretnej drużyny, a jako fan tej gry. Jednakże, gdy zobaczyłem tą fatalną grę ENCE, przestałem nawet myśleć o tym, że istnieje jeszcze szansa na ich powrót. Pierwsza połowa meczu zakończyła się wynikiem 14:1, oczywiście dla Astralis.
Druga połowa, można powiedzieć, to już była czysta formalność. Trzy pierwsze rundy wpadły na konto ENCE, lecz nie pomogło im to za wiele, bo Duńczycy jednak zdobyli bez większego problemu brakujące dwa punkty, potrzebne do zakończenia meczu. Cały mecz zakończył się wynikiem 16:4 dla Astralis. Po ostatnim wystrzelonym w grze pocisku rozległ się wielki hałas…
Upragnione zwycięstwo
Cały spodek zmienił się w wielkie widowisko. Na scenie zapaliły się zimne ognie, wystrzeliły działka dymne, a temu wszystkiemu towarzyszyło konfetti. Każdy bił brawo, bez wyjątku. Nieważne było to, komu kibicował. Nieważne było, czy ten ktoś gratuluje wygranym świetnego meczu, czy przegranym determinacji i walki do ostatków sił. Do tego wszystkiego dochodziły brawa oraz okrzyki radości, choć dało się też usłyszeć wśród tego smutek, zawiedzenie niektórych fanów.
Obie drużyny wstały i wymieniły się uściskami dłoni, a następnie wygrana drużyna skierowała się ku pucharowi. Dupreeh złapał puchar, ten sam, który parę dni temu umieścił tam sam Jarek “PashaBiceps” Jarząbkowski, był członek Virtus.Pro, żywa legenda wśród graczy. Gdy tylko Duńczyk uniósł trofeum, ponownie rozpoczęły się okrzyki radości i brawa. Wszystko to wyglądało naprawdę efektownie. Mimo że sam mecz pozostawił mi taki niedosyt, brak większej rywalizacji, większego popisu umiejętności obu drużyn, to nie mogę powiedzieć złego słowa na temat samej “ceremonii” finału. Tak właśnie oto Astralis zostało najlepszą drużyną CS:GO w historii. I nie, nie pomyliłem się pisząc “w historii” zamiast “aktualnie”. To nie jest ich pierwsze zwycięstwo na wielkim turnieju. Po raz kolejny pokazali absolutną klasę, mistrzowski poziom.
Są wśród Was uczestnicy tego wydarzenia? Jak wam się podobało?
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!