Ostatnimi czasy wyświetlacze z wyższą częstotliwością odświeżania stają się coraz bardziej popularne. Na ten moment mogą pochwalić się tym Razer, Asus, OnePlus i Google.
Kontrowersja w Pixelach
Google jako ostatnie dołączyło do chlubnej listy producentów urządzeń z ekranami o wyższej niż 60Hz częstotliwości odświeżania. Najnowsze Pixele mają wyświetlacze 90Hz. Niemniej jednak sposób implementacji obsługi tego trybu budzi spore kontrowersje, bowiem urządzenie domyślnie pracuje w trybie mieszanym – dynamicznie przełączając się między 60Hz i 90Hz zależnie od tego, co robi użytkownik.
Z jednej strony to dobrze, bo mimo wszystko, 90Hz drenuje baterię szybciej. Z drugiej zaś, są jednak tacy użytkownicy, którzy wolą stałe odświeżanie 90Hz, bez względu na baterię. Co wtedy? Cóż, remedium istnieje, jednak głęboko schowane. Pixele mają możliwość zablokowania stałych 90Hz, jednak przełącznik schowany jest głęboko w ustawieniach programistycznych, które także domyślne są ukryte. Innymi słowy – znajdzie je tylko wprawiony “Androidowiec”.
Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada
OnePlus wykorzystał sytuację i postanowił ponabijać się z Google, publikując zabawnego tweeta.
Trzeba przyznać, w tej branży, takie żarty są na porządku dziennym. Tweet jednak szybko został zdjęty. Dlaczego? Otóż, o ironio, OnePlus także ma wyżej opisany przełącznik trybu. Nie aż tak głęboko schowany, ale jednak. A sam tryb 90Hz też nie działa w każdej możliwej sytuacji, choć jest zdecydowanie rzadziej ograniczany, niż w Pixelach.
Tak czy siak, pozostawienie tego tweeta, prędzej czy później doprowadziłoby do wypomnienia im tego. Notabene, sam to właśnie robię, a powyższy zrzut ekranu kolejny raz udowadnia, że w sieci nie ginie nic. Lepiej jednak, żeby wypomniała to redakcja, niż setki tysięcy komentarzy i retweetów. Nie zmienia to jednak faktu, że żart, choć śmieszny, to bardzo nieprzemyślany.
Zobacz także: Google Pixel 4 XL rozebrany na części pierwsze przez zespół iFixit
Ale to już było
Całość wygląda trochę tak, jak miało to miejsce z Samsungiem i słynnymi reklamami z serii “Ingenius”, które nabijały się z Apple i ich notcha, braku jacka itp. Wszystkie zniknęły po premierze S10 który w ekranie ma dziurę (traktowaną jako jedną z odmian notcha) a najnowszego Note10 pozbawiono także złącza słuchawkowego. I choć Samsung ma się dobrze, a na rynku technologicznym nie nastąpił wielki krach, to niesmak gdzieś pozostał.
To wszystko dobitnie pokazuje nam, jak łatwo wpaść w sidła własnych żartów, a rynek technologiczny wcale nie jest na to odporny. Z drugiej strony, nawet takie sytuacje napędzają pewien ruch, bo przecież prowadzą do tego, że o firmach jest głośno. Może więc taki zabieg to wcale nie przypadek? Zrobić coś głupiego, skasować to (wiedząc, że i tak ktoś to zdążył zapisać) i czekać na rozwój wydarzeń. Marketing bywa bardziej kreatywny, niż może nam się wydawać.
A wy co sądzicie o tej sytuacji? Rozbawił was żart OnePlusa? Może znacie inne przypadki takich wpadek? Zapraszam do dyskusji!
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!