Recenzja Ulefone Power II – może jednak „kulfon no-power”?

Ulefone Power II

Jak wiadomo, model Ulefone Power II to telefon, którego główną cechą jest duża bateria – na tyle duża, że naklejka na niej informuje o tym, żeby postępować z nią ostrożnie, ponieważ… grozi wybuchem. Wracając jednak do samego telefonu, to miał on wystarczyć na przyjemne korzystanie z niego przez sporą ilość czasu, no i swoje zadanie według mnie wykonał w 50%. Dlaczego? Przeczytajcie, co takiego udało mi się zaobserwować…

Wrażenie numer jeden – opakowanie

Sprzęt spod szyldu Ulefone przychodzi do nas w nieźle wyglądającym, sztywnym, dość eleganckim opakowaniu. Na samej górze znajdziemy napis z modelem telefonu, gdzie literka „O” jest czerwona, a także dodano do niej błyskawicę. Niby nic, ale jednak przyjemne urozmaicenie. Dwie boczne „ścianki” to również nazwa producenta, na jednej strona internetowa, a ostatnia to już wysuwanie/chowanie tacki z telefonem.

Wysuwany, czerwony karton od pudełka tworzy miłe dla oka połączenie z czarnym opakowaniem. W nim z kolei znajdziemy czarną, kartonową tackę na telefon, a zdejmując ją, otrzymujemy jakby piankową wyściółkę z wyciętym miejscem na poszczególne elementy. W niej znajdziemy ładowarkę i przewód USB (w kolorze czerwonym), przejściówkę z microUSB na USB, chwytak na palec przyklejany do telefonu, niezłej jakości case, instrukcję, czy cienkie szkło na ekran. Zestaw dość obszerny i przyznaję, że wyposażenie jest dość „syte”.

Krok drugi do dobrego wrażenia – wygląd i wykonanie

Pierwsze co rzuca się tym razem “w odczucie”, a nie w oczy, to waga telefonu – czujemy, że trzymamy spory telefon. Jego przód to prosty ekran, który nie należy do bezramkowców. Miłym dodatkiem jest zainstalowanie na ekranie folii, która chroni go przed zarysowaniami. Poza tym, przód telefonu nie wyróżnia się niczym specjalnym. Jeśli już to tym mowa, to Power II ma zostawione ogromne ramki na górze i dole, jednak nie jest to miejsce przyciski fizyczne/dotykowe. Te są umieszczone na ekranie, natomiast pod ekranem jest tylko i wyłącznie skaner linii papilarnych, co według mnie jest jakimś nieporozumieniem i wygląda to okropnie. Dobrze, że chociaż znalazło się miejsce na przedni aparat, który umieszczono na górnej ramce. Wraz z nim znajdziemy tam głośnik, który działa OK oraz czujnik światła.

Krawędzie nie zaskakują. Standardowo z prawej strony są przyciski głośności, jak i wybudzania telefonu. Góra to złącze audio 3.5 mm, a lewa krawędź jest „czysta” za wyjątkiem wsuwanej tacki na kartę sim. Na dole znajdziemy port microUSB, mikrofon oraz pojedynczy głośnik z prawej strony.

Plecki Ulefone Power II prezentują się zdecydowanie lepiej. Dwie linie antenowe, aparat, dioda doświetlająca LED (wyglądająca jak podwójna), logo firmy oraz krótkie info o telefonie. Najlepszą rzeczą jest to, że plecki w części „środkowej” wykonano prawdopodobnie z metalu. Daje to lepszy komfort użytkowania według mnie, są przyjemne w dotyku lecz trochę śliskie. Góra i dół wygląda na plastik.

Dodatkowy case wydaje się być solidnie wykonany. Całość to sztywny plastik, który na pleckach ma materiał niby skórzany, ale jednak nie do końca. Przypomina to skórę, jednak do niej to mu zapewne daleko – tak mi się wydaje. Delikatnie poprawia on chwyt, jednak nie aż tak, jak można by się tego spodziewać.

Żadne wrażenie – specyfikacja Ulefone Power II

  • Wyświetlacz – IPS, 5.5 cala o rozdzielczości FullHD (401 PPI), Corning Gorilla Glass 3
  • Wymiary i waga – 155,0 x 77,6 x 9,9 mm i 210 gram wagi
  • Procesor – MediaTek MT6750T o taktowaniu 1.5 GHz
  • Grafika – ARM Mali-T860 MP2 (taktowanie 500 MHz)
  • Konfiguracja pamięci – 4 GB RAM/64 GB wbudowanej
  • Aparat przedni – 8 MP
  • Aparat tylny – 13 MP
  • Bateria – 6050 mAh z ładowaniem Pump Express 2.0
  • Łączność i czujniki – Bluetooth 4.0, WiFi 802.11 a/b/g/n (2,4 GHz i 5 GHz), OTG, GPS, A-GPS, GLONASS, żyroskop, czujnik grawitacji, czytnik linii papilarnych
  • System – Android 7.0 Nougat

Wrażenie „dramatyczne” – codzienność z Ulefone Power II

Przyznam na wstępie, że telefon nie zachęcał mnie do współpracy, przez co podchodziłem do niego na 2-3 razy. Ciężko jest wytrzymać z nim na dłuższą metę. Ja rozumiem, że najważniejsza jest bateria i cena, ale nie można zapomnieć o wydajności… A wydaje mi się, że właśnie o niej zapomniano – bądź gdzieś się zapodziała. Od pierwszego uruchomienia telefon działał ospale, ociężale – tak, że na myśl przychodzi wiersz Jana Brzechwy „Lokomotywa”. To w końcu też jest ciężki, ogromny telefon, który wydaje się, że ma się spocić – tak ledwo zipie.

Problemem w Ulefone Power II było nawet zalogowanie się na konto Google. Uruchamiam telefon po raz pierwszy, przechodzę przez „pierwsze uruchomienie”, korzystam z telefonu 3 minuty i na moment go odkładam. Następnie dzieje się coś, czego się nie spodziewałem. Czysty, bez żadnych aplikacji system po prostu się zawiesza. Muszę do resetować (10 sekund przytrzymać włącznik) i co? Od nowa przechodzę przez konta Google, sieci itp. Stało się tak pierwszego dnia jeszcze kilka razy. Przyznaje, że było to mega denerwujące – to w końcu nowy telefon, chcę z niego trochę pokorzystać przez czas testów a tu masz, klapa od początku. Gdy telefon już jako tako się „ogarnął” to pojawił się problem z klawiaturą, bądź trakcją telefonu. Zdarzało się, że piszę smsa lub wiadomość na Facebooku, wysyłam, piszę następną i w połowie mi usuwa to co miałem napisane i piszę od nowa, ponieważ dopiero wtedy wysłała się poprzednia wiadomość. Jak wiadomo, używając Messengera zazwyczaj pisze się tam bardzo „dynamicznie” – tutaj nie wchodziło to w grę. Po prostu nie. Nie było opcji…

Na plus na pewno mogę zaliczyć czas korzystania z telefonu na jednej baterii – 2 dni takiego mojego standardowego używania było dla niego spokojne. Jak trochę mniej “nołlajfiłem” to wytrzymywał i 3 dni. Gdyby zrezygnować z masy aplikacji itp., to wydaje mi się, że mógłby spokojnie wytrzymać 3-4 dni bez ładowania. Jego ekran jest z jednej strony niezły, ale z drugiej denerwuje niedziałająca prawie w ogóle automatyczna jasność ekranu, czy minimalne jak i maksymalne podświetlenie. Rozmawiało się przez niego dobrze – nie było nic nadzwyczajnego, czy też kiepskiego. Do plusów wcisnę także skaner linii papilarnych – działał celnie, lecz z lekkim opóźnieniem. Mimo to byłem zaskoczony, że tak rzadko się mylił.

Samo używanie na co dzień Ulefone Power II było znośne. Jakaś aplikacja w tle, muzyka, smsy czy internet było OK. Zdarzyło się, że zaciął się na czymś więcej niż klawiatura, ale cóż zrobić. GPS testowany we Wrocławiu sprawował się poprawnie. Nie gubił zasięgu, choć chwilę mu zajmowało znalezienie lokalizacji. Najgorszy w tym wszystkim jest właśnie czas reakcji – można powiedzieć, że trochę za wysoki ping.

Kłopoty jakie pojawiły się z nim nie były tylko na początku. Aplikacja ZEDGE nie chciała współgrać, ponieważ nie wczytywała nic a nic, system kilka razu usunął mi zdjęcia jak i screeny (jak?), no i zawieszenia takie na amen średnio raz na dwa dni. Niby wydaje się, że jest OK, ale niesmak gdzieś pozostaje niestety. Może poprawi to jakaś aktualizacja?

Aparat – kolejny dramat

Zdecydowanie nie jest to najmocniejszy punkt Ulefone Power II. Nie przedłużając – zdjęcia są mleczne, mało ostre, bez szczegółów czy dobrych kolorów. Wydaje mi się, że można było spodziewać się ich lepszej jakości, jednak mamy to co mamy. W dobie podwójnych aparatów w tym zastosowano pojedynczy, więc efektu bokeh nie uświadczymy. Chyba, że ta mleczność to taki stały bokeh. Gdybym miał wybierać jakościowo, to wydaje mi się, że lepsze zdjęcia robił Blackview A7, który kosztuje 240 PLN. To chyba o czymś świadczy… Zdjęcia w nocy kiepściutkie, ale całkiem porządne doświetlenie za sprawą diody LED. Przyznaję, że daje radę. Zdjęć selfie nie znalazłem w aplikacji. Nie wiem, czy coś ze mną nie tak czy co, ale naprawdę, jedyne co to tryb PIP. Nie ma chyba możliwości zrobienia normalnego selfie albo źle szukam, więc wstawiam jedynie takie z trybu PIP.

Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!