Spis treści
Jakiś czas temu miałem przyjemność korzystać z słuchawek Tronsmart Spunky Buds, które były pierwszymi dokanałówkami typu TWS tego producenta. I tak naprawdę w testach sprawdzały się one naprawdę dobrze, ale oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przyznam szczerze, że obok Tronsmart Spunky Beat nie mogłem przejść obojętnie. Czy warto rozważyć ich zakup? Zapraszamy na recenzję!
Specyfikacja Tronsmart Spunky Beat
- Chip Qualcomm QCC3020 z wsparciem aptX, AAC oraz SBC
- Bluetooth 5.0
- Pasmo przenoszenia 20 – 20000 Hz
- Pojemność baterii w samej słuchawce: 35 mAh, w etui: 350 mAh
- Przetwornik 6 mm
- Impedancja 16 Ω
- Wodoodporność IPX5
- Możliwość korzystania tylko z jednej słuchawki
- Zawartość zestawu: słuchawki, etui będące także power bankiem, kabel USB-C do ładowania, wymienne gumeczki
Wygląd i jakość wykonania
Po otwarciu pudełka naszym oczom ukazuje się dość duże etui, które pełni także rolę ładowarki oraz banku energii. Niemniej jednak etui to nie jest tak duże jak w przypadku na przykład Pamu Slide czy Tronsmart Spunky Buds, a jednocześnie przez swój kształt bez problemu zmieści się do kieszeni kurtki czy spodni. Co więcej całość została wykonana z tworzywa świetnej jakości, które nie zbiera rys ani zabrudzeń. Ciekawym pomysłem jest także zastosowanie chowanego kabla USB-A, który przydaje się w momencie, gdy zapomnimy przewodu USB-C pozwalającego na naładowanie zestawu.
Niestety, ale same dokanałówki wypadają dużo gorzej. Ich górna część wykonana jest z połyskującego tworzywa, które nie wygląda zbyt dobrze. Wprawdzie podczas testów nie pojawiły się jakiekolwiek rysy, ale mam wrażenie, że przy dłuższym użytkowaniu jesteśmy wręcz na nie skazani. Każda ze słuchawek posiada LEDowy pierścień informujący użytkownika o aktualnym stanie pracy. Na szczęście, gdy połączymy się ze smartfonem słuchawki nie świecą. Szkoda, że Tronsmart nie pokusił się o stworzenie całego zestawu z tego samego tworzywa, które zostało wykorzystane przy produkcji etui. Jeśli by tak było to tak naprawdę ciężko byłoby się do czegokolwiek przyczepić.
Wygoda i codzienne użytkowanie
Zacznijmy od wygody. Sam korzystałem już z wielu słuchawek Tronsmarta i to zarówno tych TWS jak i wyposażonych w przewód. I muszę powiedzieć, że to jedne z wygodniejszych słuchawek, z którymi miałem styczność. Same kopułki są niesamowicie lekkie przez co już po chwili nie czujemy ich w uszach, a jednocześnie, po dobraniu odpowiedniego rozmiaru gumki, trzymają się w kanale na tyle pewnie, że nie musimy się martwić o to, że wypadną nam w najmniej oczekiwanym momencie. Tym samym niezależnie od tego czy chcecie słuchawki te wykorzystywać do uprawianie sportu czy też codziennego użytkowania to w obu zadaniach sprawdzą się rewelacyjnie.
Każda ze słuchawek została wyposażona w dotykowy panel. Panele te pozwalają nam zmieniać głośność muzyki, przełączać utwory, wywoływać asystenta głosowego czy nawet odbierać oraz odrzucać połączenia. Rewelacja, prawda? Problemem jest to, że są one niezwykle czułe i przykładowo w momencie, gdy wyciągamy słuchawki z etui lub wkładamy je do ucha prawie na pewno dotkniemy przynajmniej jednego z paneli. I to spowoduje albo wybudzenie asystenta głosowego albo wyłączenie dokanałówek. Jest to dość irytujące i podczas testów nie umiałem się do tego przyzwyczaić.
Jednocześnie nie mogę narzekać na jakiekolwiek przerwy w odtwarzanym dźwięku, syki, szumy czy inne zakłócenia. Opóźnienie pomiędzy obrazem i dźwiękiem jest na tyle niewielkie, że Tronsmart Spunky Beat sprawdzą się także przy oglądaniu filmów.
Czas pracy na baterii ogromną zaletą
Przyznam szczerze, że, oprócz jakości dźwięku, czas pracy na baterii jest dla mnie najważniejsza kwestią w przypadku słuchawek bezprzewodowych. Nienawidzę wręcz sytuacji, gdy wyciągam dokanałówki z kieszeni i okazuje się, że te są całkowicie rozładowane. Tak naprawdę w przypadku Tronsmart Spunky Beat taki problem nam nie grozi. Same słuchawki są w stanie pracować na jednym ładowaniu przez około 6-7 godzin przy zachowaniu poziomu głośności na poziomie 50%. I wynik ten robi naprawdę piorunujące wrażenie biorąc pod uwagę inne słuchawki TWS.
W teorii etui będące częścią zestawu powinno wydłużyć ten czas o kolejne 24 godziny. Jak jest w praktyce? Bardzo podobnie. Power bank pozwala bowiem na jakieś 2,5-3-krotne naładowanie słuchawek. Tym samym w sumie osiągamy naprawdę długi czas pracy. Dokanałówki od 0% do 100% ładują się około 40 minut, a samo etui jakieś 2 godziny.
Jakość dźwięku
Na koniec zostawiłem to co najważniejsze czyli jakość dźwięku. Wystarczy chwila, aby zorientować się, że Tronsmart nie stoi w miejscu i robi coraz to lepszy sprzęt audio. Model Spunky Beat gra zdecydowanie lepiej niż testowany jakiś czas temu Spunky Buds. Wokale były czyste, a żadne z pasm nie zalewało innych częstotliwości. Testowane słuchawki to jednak bez wątpienia sprzęt dla osób, które kochają bas oraz rozrywkowe brzmienie (określiłbym je literą “V” dla osób, które operują tego typu pojęciami określającymi charakter brzmienia).
Jednocześnie dźwięk nie jest w jakikolwiek sposób przymulony. Ciężko mówić tutaj także o analizowaniu każdego instrumentu. Tronsmart Spunky Beat mają grać ciepło i dawać użytkownikowi radość z słuchania ulubionych utworów. I to się udało. Oczywiście nie możemy oczekiwać cudów od słuchawek za trochę ponad 100 zł, ale tutaj jest naprawdę ciekawie i myślę, że wielu osobom sprzęt ten może przypaść do gustu.
Jak Tronsmart Spunky Beat wypadają na tle konkurencji?
W ostatnich miesiącach przez moje ręce przewinęło się tak dużo słuchawek TWS, że postanowiłem zestawić testowany model z rozwiązaniami konkurencji. Tronsmart Spunky Beat bez wątpienia grają lepiej niż Xiaomi AirDots czy Redmi AirDots. Jednocześnie dłużej pracują na jednym ładowaniu oraz są odrobinę gorzej wykonane. W porównaniu do Xiaomi AirDots Pro jest praktycznie identycznie, ale nadal numerem jeden, przynajmniej w kategorii tańszych słuchawek TWS, pozostają uwielbiane przeze mnie Pamu Slide.
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!