Smartfony vivo nie należą do najczęściej spotykanych na polskich ulicach, ale jeśli firma będzie wypuszczać więcej modeli takich jak T4 Ultra, może się to wkrótce zmienić. Nowy model producenta to urządzenie, które balansuje pomiędzy segmentem średniaków a aspiracjami flagowca. Szczególnie jeśli spojrzymy na zaplecze fotograficzne i wydajność. Na papierze wygląda to imponująco, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
Aparat, który zawstydza konkurencję w tej cenie
Zacznijmy od najciekawszego punktu, czyli aparatu. vivo T4 Ultra otrzymał matrycę główną Sony IMX921 o rozdzielczości 50 Mpx z optyczną stabilizacją obrazu, którą spotkamy też w znacznie droższym vivo X200. Obok niej producent dorzucił jeszcze 50-megapikselowy teleobiektyw z 3-krotnym zoomem optycznym oraz 8-megapikselowy aparat ultraszerokokątny. To zestaw, który w telefonie kosztującym poniżej 2000 złotych może zrobić spore zamieszanie o ile jakość zdjęć nie zawiedzie w codziennym użytkowaniu.
Z przodu nie zabrakło też aparatu selfie 32 Mpx, który w zupełności powinien wystarczyć na potrzeby wideorozmów i mediów społecznościowych. Jako całość to bez wątpienia jedna z najciekawszych konfiguracji fotograficznych w tej klasie cenowej.
Co z reszta specyfikacji technicznej?
Wyświetlacz w vivo T4 Ultra to 6,67-calowy panel AMOLED o rozdzielczości 2800×1260 pikseli (czyli tzw. 1.5K). Producent postawił na odświeżanie 120 Hz, co w tej klasie urządzeń jest już raczej standardem. Ale to jasność jest tu najbardziej imponującym elementem, ponieważ ekran może osiągać nawet 5000 nitów (w trybie szczytowym), co oznacza, że odczytanie treści w pełnym słońcu nie powinno stanowić problemu.
Pod maską vivo T4 Ultra pracuje procesor MediaTek Dimensity 9300+. Jest to układ dobrze znany z innych modeli z wyższej półki. Współpracuje on z 8 GB lub 12 GB RAM typu LPDDR5 oraz pamięcią UFS 3.1 (do wyboru: 256 GB lub 512 GB). Zabrakło tu slotu na kartę microSD, ale dla większości użytkowników taka pojemność i szybki odczyt danych powinny być w zupełności wystarczające.
Telefon wyposażono w akumulator o pojemności 5500 mAh, co choć nie wywołuje efektu “wow” w erze smartfonów z bateriami 6000 czy 7000 mAh, to nadal można uznać za solidny wynik. vivo zapewnia, że to wystarczy na cały dzień intensywnej pracy. Atutem jest na pewno szybkie ładowanie o mocy 90 W przez USB-C (niestety w standardzie 2.0), co pozwala uzupełnić energię do 100% w mniej niż godzinę. Bezprzewodowego ładowania tu nie uświadczymy, ale w tej cenie trudno tego wymagać.
Na pokładzie znalazł się Android 15 z nakładką Funtouch OS 15. vivo nie należy do producentów z najdłuższą polityką aktualizacji, ale w ostatnich latach widać poprawę. Telefon wspiera łączność 5G, Wi-Fi 6, Bluetooth 5.4, ma ekranowy czytnik linii papilarnych i obsługuje dual SIM. Na plus na pewno należy zaliczyć odporność na pył i wodę w klasie IP64.
W zależności od koloru, smartfon różni się minimalnie grubością i wagą. Szara wersja jest delikatnie cieńsza i lżejsza (160,5×75,02×7,43 mm, 192 g), natomiast złota o włos większa i cięższa.
Cena czyni cuda, ale dostępność ograniczona
vivo T4 Ultra zadebiutował w Indiach i tam dostępny będzie w trzech konfiguracjach:
- 8/256 GB – 37 999 rupii indyjskich (~1640 złotych),
- 12/256 GB – 39 999 rupii indyjskich (~1730 złotych),
- 12/512 GB – 41 999 rupii indyjskich (~1810 złotych).
Cena jest więc bardzo atrakcyjna jak na to, co oferuje ten telefon. Problem? Na razie nic nie wiadomo o dostępności w Europie, a zwłaszcza w Polsce. Jeśli vivo zdecyduje się na dystrybucję u nas, może mieć spore szanse na sukces, ale pod warunkiem, że nie przesadzi z ceną w złotówkach.
Źródło: vivo
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!