Spis treści
Niedługo minie rok od kiedy to używam smartwatch Xiaomi Mi Watch. Był to pierwszy tego typu zegarek Xiaomi w Polsce i postanowiłem zakupić go w przedsprzedaży. Wszak byłem zadowolony z poprzednich produktów marki. Niestety, po tak długim okresie używania stwierdzam, że był to nietrafiony zakup…
Xiaomi Mi Watch
Może najpierw powiedzmy sobie z czym mamy do czynienia. Otóż Xiaomi Mi Watch to inteligentny zegarek z ekranem AMOLED i własnym systemem Xiaomi. Jego funkcjonalność jednak przypomina bardziej opaski sportowe niż zegarki pokroju Apple Watch. Mi to jednak aż tak nie przeszkadzało, bowiem zależało mi na większym ekranie niż w Mi Bandzie 4 (z którego to, swoją drogą, byłem bardzo zadowolony). No i na tym co idzie w parze z takim ekranem – możliwością odczytu szczegółowych informacji bezpośrednio na ekranie smartwatcha. Mowa tu chociażby o śnie, krokach czy tętnie.
Chciałem też mieć ciągły pomiar tętna oraz dostęp do pulsoksymetru – wszak teraz to dosyć popularny gadżet. Wszystko to faktycznie miał mi dać Mi Watch. Naprawdę mnie to cieszyło, bowiem od Xiaomi miałem sporo sprzętu, więc ten zegarek wydawał się naturalnym zakupem.
Wydawało mi się, że jest to dobry wybór. Płacąc 549 złotych mniej więcej dostałem to, co potrzebowałem. Minusy jednak pojawiły się dopiero wtedy, jak zacząłem z urządzenia korzystać.
Xiaomi Wear – bo komuś przeszkadzał Mi Fit
Xiaomi Mi Band jednak działał z starą, dobrą aplikacją Mi Fit. W razie problemu nie było przeszkód z instalacją alternatywnych aplikacji, chociażby GadgetBridge. Mi Fit to program, który był dostępny na rynku od wielu lat i jeszcze budowali go Ci, którzy coś chcieli zrobić dobrego. Dlatego też dzisiaj Mi Fit oferuje wiele ważnych możliwości dostosowywania pod siebie, ale też funkcję śledzenia znajomych czy wysyłanie im “serduszek”.
Mi Watch jednak korzysta z innej aplikacji – tej NOWEJ. Nazywa się Xiaomi Wear i jest… kiepska. Wygląda jak dopiero co zbudowany produkt, który kiedyś wejdzie na telefony użytkowników. Niestety, z Xiaomi Wear musimy korzystać, bowiem to jedyny program, który z tym zegarkiem współpracuje.
Minusów Xiaomi Wear jest mnóstwo. Prezentowanie danych na wykresach jest mniej czytelne i niezbyt przyjemne dla oka. Do tego brakuje ważnych funkcji. Mi Band już dawno przeliczał mi kroki na kilometry, dzięki czemu mniej więcej wiedziałem jaką długość liczy sobie moja trasa chociażby do sklepu. I to te wycieczki były idealnie wydzielone, dzięki czemu mogłem ładnie zobaczyć od której do której godziny spacerowałem.
Brakuje wielu ustawień, a jednym z nich jest możliwość wyłączenia powiadomień na zegarku kiedy to mamy uruchomiony ekran telefonu. Prosta, ale przydatna funkcja – wszak już widzę te powiadomienia na smartfonie! Do tego zegarek niechętnie wysyła zebrane dane do aplikacji gdzieś w tle i jeśli sam jej nie włączę i nie zsynchronizuje to mogę stracić wiele danych. Takim sposobem straciłem moje rekordy kroków z wakacyjnego wyjazdu…
Xiaomi Wear, ale też w wielu przypadkach nakładka MIUI (o czym więcej pisałem >>tutaj<<) potwierdza ważną tezę.
Nawet najlepszy hardware bez odpowiedniego software’u będzie kiepski.
Nie wiem kto powiedział powyższe zdanie, ale miał rację.
To co kupiłeś, to masz – nic więcej
Zegarek pojawił się na naszym rynku i… koniec. Producent niezbyt się nim chwali i niewiele o nim mówi. Ten raczej trzyma swoją cenę ~500 złotych. Xiaomi niechętnie aktualizuje Mi Watcha. Bardzo długo czekałem na fix problemu, przez który zegarek wibrował 10-15 sekund bez przerwy i restartował się wtedy, kiedy dostawałem nieco więcej powiadomień w jednym momencie.
Od roku producent dodał jedną funkcję – a przynajmniej o niczym więcej nie pamiętam. Jest to obsługa asystenta głosowego Amazon Alexa (tak, zegarek ma mikrofon). Niestety, jego użycie w Polsce jest nikłe więc niewiele mi po nim. Nie dostaliśmy nic więcej, nic ciekawego.
I możecie powiedzieć, że to tylko przerośnięta opaska sportowa. Ale Huawei na swoim konkurencyjnym GT 2e testuje tworzenie aplikacji przez niezależnych programistów. To otwiera drogę do ogromnej liczby ciekawych programów. Do tego aplikacja Huawei’a jest znacznie lepsza – ale to nie produkty tego chińskiego producenta są tematem dzisiejszego wpisu.
Wracając jeszcze do kiepskiego oprogramowania. Zegarek pokazuje powiadomienia z telefonu i wzbogaca je o ikonę aplikacji, z której to powiadomienie pochodzi. Niestety, zasób ikon jest nikły i wynosi zaledwie kilka grafik. Dla Messengera, Telegrama czy Gmaila powiadomienie zobaczymy. Ale już mBank czy jakaś aplikacja to-do są ogromnym problemem. Zamiast tego widzimy zieloną grafikę z napisem APP
.
Taki Mi Band współpracował jeszcze z aplikacjami trzecimi, co rozszerzało jego możliwości. No i nie zapomnijmy o alternatywnych programach typu GadgetBridge.
Brak ciekawych tarcz
Może się to wydawać nikłym problemem, ale tarcza to główny element smartwatcha. Patrzymy na nią codziennie i to wielokrotnie. Prezentowane na niej dane są naprawdę ważne. I co? Mi Watch ma zazwyczaj przeciętne.
Znajdziemy kilka ciekawszych – sam korzystam z ręcznie zainstalowanej – ale była ona dostępna już pierwszego dnia użytkowania. Po roku znajdziemy kilka nowych, ale są one takie sobie i nie prezentują wielu ważnych danych – nie mówiąc o czytelności.
I to jest słabe, bowiem taki Mi Band 4 oferował wiele tarcz, a jeszcze można było je pobierać z alternatywnych źródeł. Sam dzisiaj widziałem zdjęcie Mi Banda 4 z tarczą, która przypomina HUD z GTA Vice City. Niestety, mój 3 razy droższy zegarek tak nie potrafi…
Gdyby to był Mi Band, to nie byłoby mi szkoda
No i wiecie co? Mi Bandy nie muszą być bardzo dobre – ale i tak są. Kosztują mniej niż 200 złotych (a jeśli są droższe to często można wyrwać w promocji) i w tej cenie oferują naprawdę sporo – w tym piękne ekrany i rosnące możliwości z generacji na generację. A nawet jak takowa opaska przestanie nam się podobać, albo wyjdzie nowa, to wymiana nie jest taka kosztowna. Zegarek to już ponad pół tysiąca złotych. Jest różnica…
Z Xiaomi Mi Banda 1S oraz Mi Banda 4 byłem naprawdę zadowolony. Mi Watch jest po prostu nieudany.
Xiaomi Mi Watch 2 zapewne się pojawi
O Mi Watchu 2 mówi się od dawna. Xiaomi Mi Band 6 NFC ładnie wyrabia grunt dla Xiaomi Pay i zapewne Mi Watch 2 pozwoli na płatności zbliżeniowe. Ale po co go kupować? Tym bardziej jak pół roku później wyjdzie nowy Mi Band za ~200 złotych i zaoferuje więcej funkcji od zegarka za ponad pół tysiąca złotych? Przynajmniej tak było w moim przypadku.
No i tu zaczyna się problem. Bo na rynku nie ma idealnego smartwatcha, który nie jest jednocześnie drogi, a przy tym daje dostęp do sporej liczby funkcji. Najbliżej tego miana są zarówno Huawei’e oraz TicWatche. Do Huawei’a jednak nie jestem przekonany, a ten drugi – w podobnej cenie – oferuje przeciętne ekrany. Chyba, że Wy mi coś polecicie?
Zostanę z Mi Watchem, ale nie dlatego, że mi się podoba
Z dwojga złego wolę korzystać z Mi Watcha niż nie mieć w ogóle zegarka. Nadal jednak mam dostęp do powiadomień z telefonu, budzika czy po prostu godziny. Zegarek też działa szybko i raczej nie ma już teraz większych błędów w oprogramowaniu. Do tego ma naprawdę ładny ekran, który jest wytrzymały – wielokrotnie uderzyłem w nim przeróżne przedmioty i nic się nie stało. Z urządzenia jednak nie jestem zadowolony i żałuję tego zakupu.
Zostanę z nim tak długo aż się zepsuje lub pojawi się na rynku coś godnego uwagi. Tego rynku jednak tak mocno nie obserwuje, więc może akurat zostanę czymś zaskoczony.
A Wy co myślicie o Xiaomi Mi Watch i aplikacji Xiaomi Wear? Dajcie znać w komentarzu!
Chcesz być na bieżąco? Śledź ROOTBLOG w Google News!